Rozmowa Julii Stachury z Wiktorią Cwityńską i Gabrielem Kryszpiniukiem

<< Sponsorem Podcastu festiwalu Poznań Art Week „Energia Sztuki” jest ENEA Operator >>

Julia Stachura (JS): Witamy w studio nagraniowym Podcastu Poznań Art Week „Energia Sztuki”, którego sponsorem jest ENEA Operator. Witamy wszystkie osoby słuchające podcastu! Ja nazywam się Julia Stachura, a dziś ze mną w studio Wiktoria Cwityńska oraz Gabriel Kryszpiniuk z Kolektywu Pod Ciśnieniem. Cześć, jak się macie?

Wiktoria Cwityńska (WC): Cześć, cześć. Tak jak mówiliśmy, troszkę się nam pogoda zepsuła, ale teraz w studiu już troszkę lepiej.

Gabriel Kryszpiniuk (GK): Siema. Wypiliśmy kawkę.

WC: Bardzo dobrze, bardzo dobrze.

GK: Tacy nabuzowani byliśmy bardziej ja, ale Wiktoria dała mi jakąś gumę, gdzieś tam coś z rumiankiem, coś się wysypało, więc się troszkę uspokoiłem, jest wszystko dobrze.

JS: Super. Powiedzcie kilka słów o sobie. Jak znaleźliście się w kolektywie? Co robicie? Kim jesteście? Wiktoria?

WC: Ja jestem właściwie, wydaje mi się, że już takim jakimś szalonym naukowcem, bo ja od pierwszego roku studiów, tak jak na studia przyszłam, gdzieś tam knułam plany odnośnie takiego działania. No i po prostu jestem super zadowolona, że w tym momencie dołączyło do mnie sporo najbardziej zdesperowanych i ambitnych osób z mojego otoczenia. No i myślę, że właśnie jestem jednym z członków koła, z członków kolektywu. Jakie to koło? To jest Kolektyw pod ciśnieniem, natomiast tutaj powiedziałam koła, no bo właściwie gdzieś tam te osoby się wykruszyły właśnie z koła naukowego Defiguracja, które wcześniej pośrednio lub bezpośrednio obejmowaliśmy też jakąś opieką i działaniem.

GK: Znaczy trochę my się wykruszyliśmy bardziej.

WC: Tak, tak.

GK: Zebraliśmy tam kilka osób i zaczęliśmy sobie robić rzeczy.

WC: Gdzieś tam koło powstało pod pretekstem, no, wykruszenia się później z niego. Natomiast same działania koła też były super. Myślę, że to dało nam przede wszystkim dużo doświadczenia i właśnie kontaktów, znajomości, na których po prostu bardzo nam zależy.

GK: Mi się wydaje, że ja na takich przypadkach właśnie sobie bazuję, że coś się wydarzy, ja sobie z tego skorzystam, gdzieś nagle się pojawię i tak się pojawiłem właśnie w tej inicjatywie Wiktorii. No i też wydaje mi się, że to tak bardzo przypadkowo, bo no, oczywiście Wiktoria tam z ekipą podbili do mnie. Na początku jeszcze tego kolektywu nie było, ale tak się jakoś lepiej poznaliśmy, bo szykuje nam się taki projekcik większy. Ale to później sobie może o tym pogadamy.

JS: Jasne, jasne. Kolektyw pod ciśnieniem otwierał Art Week swoją wystawą „Proszę to usunąć”, którą miałam przyjemność kuratorować. I tak też się poznaliśmy i zaczęliśmy współpracować. To była niesamowita współpraca, świetna wystawa i intrygujące miejsce, Mielżyńskiego 19. Nietypowe, bo nie jest to galeria, nie jest to także przestrzeń mieszkalna, ale wy daliście radę, posprzątaliście lokal, który był nieużytkowy. Zrobiliście niesamowitą robotę. Ale powiedzcie może o kulisach pracy. Jak te przestrzeń znaleźliście? Czy mieliście wcześniej już doświadczenie z takimi przestrzeniami? I jak wam się pracowało nad właśnie uporządkowaniem jej?

WC: No tutaj właśnie jest specyficzna sytuacja, bo dwa wcześniejsze działania koła, jedno właśnie miało miejsce w pustostanie od ZKZL-u, natomiast drugie miało miejsce w nieczynnej na ten moment filii sztuki na Wronieckiej od Biblioteki Raczyńskich. No i właściwie te dwa pustostany tak naprawdę były przez nas przygotowane pod te wystawy. No i stąd jakiekolwiek doświadczenie odnośnie takich działań. Natomiast tutaj bardzo zależało nam właśnie, żeby dotrzeć lokalnie do takiego miejsca, które będzie gdzieś tam na przecięciu różnych inicjatyw i różnych ludzi. No i wydaje nam się, że właśnie to miejsce obok Okrąglaka było dla nas super atrakcyjne pod tym względem. No i właściwie zaczęło się wielkie dzwonienie po witrynach. Gdzieś tam ten ZKZL zostawialiśmy na ostatni moment, no bo zależało nam na tej witrynie i właściwie wyszło na to, że właściciel długo, długo się nie odzywał. Lokal dostaliśmy na tydzień przed wystawą. Coś koło tego. Także na wariackich papierach. No i właściwie stąd też się wzięła troszkę nazwa kolektywu. Wyszło na to, że…

GK: Ja myślę, że to było z nazwą kolektywu bardziej złożone, no bo jednak my też cały czas pod ciśnieniem. Gdzieś między sobą cały czas te ciśnienie było. Łaziliśmy z papierami, też było dużo ciśnienia, dużo rozmów. Też nie byliśmy tak przygotowani, jak myśleliśmy, że jesteśmy.

WC: Znaczy, no wydaje mi się, że to się złożyło przede wszystkim sesja, masa innych działań, masa innych wystaw, też nasze jakieś prywatne projekty. No i na ten moment zostaliśmy tydzień przed wystawą w pustym, brudnym lokalu i z masą papierologii do załatwienia, właściwie to, że to się udało, to były takie… Wszystko się migało o minuty i my w którymś momencie znaleźliśmy się gdzieś tam na kawce na Placu Wielkopolskim w trzy osoby przekrzykując się nawzajem przez telefon czy na żywo i pisząc jakąś masę pism, papierów, które w ogóle to było jakiś mastermind kompletny. No i doszło do tego, że kurcze, przecież jeszcze Instagram, przecież nazwa kolektywu, w ogóle jak my się nazywamy, co się dzieje. Gdzieś tam ta wystawa się nam utarła na początku, no i gdzieś tam wiadomo, różne propozycje wcześniej lub później wymyślone padły.  


GK: Myślę, żeby dodać, że siedzieliśmy sobie właśnie na Placu Wielkopolskim jeszcze z Kasią, tak we trójkę i tak rozkminialiśmy jaką tu dać nazwę, bo to też jest ważne, bo to już będzie taka nasza etykieta. No i gdzieś z tym ciśnieniem, nie pamiętam jak to wyszło, to chyba ty, Wiktoria, miałaś tam listę jakichś różnych propozycji. To jest taki nasz żart trochę, że dajemy bekowe nazwy do jakichś inicjatyw. No i z tym podciśnieniem, tak pół żartem, pół serio, ale w zasadzie bardzo fajnie i spójnie wyszło z tą nazwą, bo myślę, że idealnie nas to reprezentuje też takie inne charaktery.

WC: Najlepsze było to, że ja tej nazwy nie miałam w tym spisie. Tylko to już było taka po prostu skrajny stan wykończenia tego właśnie ciśnienia. Już przecież my wyglądaliśmy tam jak jakieś zombie po tych trzech dniach. Ja na pewno. I to ciśnienie to wyszło tak po prostu w ostatnim momencie. I to jest myślę najlepsze, że cała ta lista nazw, które były potwierdzone przez wszystkich członków kolektywu i nagle doszło do tego, że już na takim skraju wyczerpania my musieliśmy tą nazwę zapisać. I w ostatnim momencie, no właśnie przyszło mi do głowy to pod ciśnieniem. Oczywiście teraz pracujemy też gdzieś tam do końca miesiąca nad swoim logo, które będzie powiązane z tą nazwą. Natomiast myślę, że to jest właśnie najciekawsze. Cała lista została odrzucona w jednym momencie ze względu na charakterystykę tych działań. I z tego się cieszę, że ta nazwa też na ten moment na pewno bardzo nas reprezentuje.

JS: Tak, tak. Przypomnijmy jeszcze, ile osób jest w kolektywie i kto jest w kolektywie oprócz was.

WC: W kolektywie jest siedem osób, prawda?

GK: Siedem osób, tak. Zgadza się.

WC: Jest Patryk Bosco, Katarzyna Knychała, Cyryl Ambroziak, Bartek Kościołek, Mateusz Drozdowski.

GK: I my.

WC: I my.

JS: Okej, super. Wspomniałaś, Wiktoria, o takim wyjątkowym czasie i wyjątkowym miejscu, kiedy właściwie wszystko zaczęło bulgotać i ciśnienie zaczęło rosnąć. Też ta wystawa, Proszę to usunąć, gdzieś jest efektem rozmaitych starć czy napięć społecznych, ale także sąsiedzkich. Opowiedzcie trochę o koncepcji wystawy i o tym, jak powstał ten tytuł, wyjątkowo chwytliwy, bo jak później może też powiecie, znalazł się na wielu wlepach w całym mieście.

GK: I w zasadzie też stał się też takim działaniem artystycznym, gdzie włączyliśmy ludzi z zewnątrz.

WC: Tu Gabriel musi zacząć.

GK: Tak, tak, tak. Może zacznę od tego, że mamy taki mały rytuał. Spotykamy się na piwko i tam sobie rozkminiamy rzeczy. Kiedy zaczęliśmy myśleć nad wystawą, to jeszcze było przed tym, jak nie byliśmy oficjalnie kolektywem. No i tak siedzieliśmy i próbowaliśmy tak sobie zobrazować, jaki temat jest dobry na wystawę, nie? Bo jak będzie zbyt ogólnikowy, no to będzie taka wystawa końcowo-roczna, jak na UAPie.

WC: Znaczy, tak tylko wtrącę, że my największą zaletę i największy problem mamy z siłą przerobową. Tak, że pomysłów było dużo, ale ciężko.

GK: Było wybrać jeden, no. Zbyt specyficzny jeszcze wracając.

WC: Silne charaktery i dużo do powiedzenia.

GK: Zbyt specyficzny temat, no to nie będzie tego urozmaicania, nie będziemy mieli też takiej wolności, no bo jednak każdy z nas w kolektywie robi trochę inne rzeczy. No i tak pomyślałem, próbując właśnie gdzieś to zobrazować, żeby nawiązać do wystawy na Wołyńskiej. „Płot w sztuce polskiej”, że właśnie to mi się spodobało.

JS: Motyw płotu, tak. Tak, tak.

GK: Motyw płotu.

JS: Doskonale pamiętam tę wystawę.

GK: Tak, tak, tak. No i uznałem, że przedstawię taką swoją historię, która mi się zadziałała właśnie na tamten czas, bardzo niedawno. Musiałem zwieść pracę na inną wystawę, przyjechał transport. No i poznosiłem te wszystkie obrazy. Nie tylko, w sumie też jakieś tam obiekty były. Poznosiłem je do fury, do transportu. No i zostały mi krosna. I uznałem, że nie zaszkodzi, jak kilka dni będą na klatce schodowej. No, nie minęło te kilka dni i zostały w taką ładną kupkę złożone właśnie z karteczką, proszę to usunąć. I w zasadzie od tego się wszystko zaczęło, no bo nawiązujemy do tych relacji właśnie sąsiedzkich i to była taka iskierka, która w zasadzie rozpoczęła ten cały pomysł, realizację i zaczęliśmy się wspólnie zastanawiać, bo temat właśnie był tak idealny, tak fajnie przeważony. I był otwarty, ale też skupiał się na jakimś jednym kierunku.

WC: No myślę, że tutaj zaczęło to odpowiadać gdzieś takiej właśnie tematyce, którą dotychczas utrzymywaliśmy, czyli właściwie gdzieś tak te działania skupiają się może nie na wykorzystaniu i wyczerpaniu tematu i problematyki jako artyści, tylko bardziej otworzeniu takiej sporej przestrzeni i bezpiecznej przestrzeni do dyskusji nad tą problematyką. Tak samo właśnie w tym przypadku staramy się wychodzić z tego kręgu gdzieś tam artystycznego. No i oczywiście wypowiadamy się na ten temat jako artyści. I właśnie z autopsji często. Natomiast spotkaliśmy się właściwie od samych pierwszych rozmów o temacie gdzieś tam na zewnątrz z czymś takim, że każdy wybiegał z arsenałem swoich historyjek i anegdotek odnośnie tego, co ten sąsiad czy ta druga osoba w tej wspólnej przestrzeni komuś tam nie zadziałała w jakiś sposób. No i myślę, że to jest też świetnie wartościowe. Super się złączyło właśnie z tą inicjatywą wychodzenia do ludzi. staramy się właściwie korzystać z tego, że jesteśmy młodzi, że to jest jednak młoda sztuka. Mamy gdzieś takie przekonanie, że to co prezentujemy jest w miarę wartościowe, natomiast no tutaj wykorzystujemy też zdecydowanie tą zaletę, że ta sztuka trafia właśnie do ludzi, do szerszego grona odbiorców. Też może odbiorców, którym ta sztuka jest na co dzień bardzo potrzebna, a nie doświadczają jej ze względu na różne zbiegi okoliczności czy zachowania.

GK: Jeszcze ja bym dodał właśnie do tego spotykania się z ludźmi, którzy też niekoniecznie są obyci w świecie sztuki, zwłaszcza tej młodej. Podoba mi się, że to jest taka obopólna korzyść też ta wystawa, bo są ludzie, przychodzą ludzie właśnie z sąsiedztwa. Możemy sobie z nimi porozmawiać, ale właśnie przez to, że sobie z nimi rozmawiamy, że oni mogą podzielić się swoimi doświadczeniami, to ta wystawa jest takim trochę silnikiem, żeby pociągnąć to dalej, co nie? Że w zasadzie tyle inspiracji mieliśmy z tych opowieści, które właśnie ludzie z okolic tutaj właśnie tam na Mielżyńskiego nam ofiarowali, że tak powiem, to to w zasadzie jest materiał na kilka kolejnych wystaw, co nie? Że to jest ciekawe, jak dużo takich prostych historyjek, które są bardzo kolorowe, bardzo, bardzo, bardzo dobrym materiałem są na to, żeby tworzyć jakieś działania artystyczne w tym kierunku. No to jest super.

WC: Tak, zdecydowanie. No kurczę, wydaje mi się, że gdzieś tak wyszliśmy z takim bardzo dobrym założeniem i z dobrymi zamiarami i to się bardzo zwróciło nawet z nawiązką. Też nie spodziewaliśmy się, nie oczekiwaliśmy myślę, takiego wsparcia też ze strony właśnie jakichś naprawdę i przypadkowych osób i osób, które gdzieś tam się zakręciły ze względu na samą sztukę.

GK: No, też musimy podziękować tym wszystkim osobom, bo myślę, że nie udało by się nam po prostu.

WC: Tak, tak. My jesteśmy w ogóle ogromnie wdzięczni. Bardzo się cieszymy, że ta nasza energia i inicjatywa pociągnęła tyle osób za sobą. No i oczywiście to jest dla nas świetne doświadczenie. Bardzo też myślę, utwierdzamy się coraz bardziej w tym, że faktycznie te działania są autentyczne z naszej strony i mają taką siłę i energię, żeby jakoś łączyć ze sobą tych ludzi. Tutaj na przykład pozwolę sobie opowiedzieć o dwójce moich znajomych, którzy teraz sobie gdzieś tam w te działania pozwolili wkroczyć. Mieliśmy właśnie przyjemność pracować z jednym z moich znajomych, który właśnie przyszedł i zrobił nam dokumentację 3D całego lokalu. No i właściwie zrobił to z uśmiechem na twarzy. Gdzieś tam po godzinach otwarcia galerii zaprosił nas też na spotkanie, żeby nam pokazać, jak, w jaki sposób on to edytuje, obrabia, co tam możemy dodać. No i to właściwie też, no kurczę, pojawia się masa takich ludzi w tej inicjatywie, którzy chcą robić. Tak samo teraz gdzieś tam odnośnie kolejnej wystawy pojawił się znajomy, który tworzy muzykę, która ma dość mały rynek zbytu tak na co dzień, bo to jest specyficzna muzyka tworzona na szumach i właśnie mająca stymulować w odpowiedni sposób percepcję i mózg. Natomiast tutaj przy wystawie gdzieś tam kolejnej bardzo się to przydało. I to, mówię o tym dlatego, że jest to dla mnie takie bezpośrednie świadectwo tego, że ta inicjatywa, autentyczność i zapał do pracy po prostu wraca do nas sam z siebie. Ci ludzie sami się odzywają, chcą pracować, chcą współpracować, nawet nie… za bezpośrednie teraz wynagrodzenie, nieważne czy pieniężne, czy networkingowe, ale po prostu dla samej inicjatywy. Dlatego, żeby wyjść gdzieś tam ze swojej szuflady i pokazać to, co do niej na co dzień piszą. I to jest, uważam, dla mnie świetne.

JS: Znakomicie, znakomicie.

GK: Pomyślałem jeszcze, że tak oficjalnie jest nas siedem osób w kolektywie, ale te działania kolektywne są bardzo otwarte też. My w zasadzie jesteśmy takimi koordynatorami tych narzędzi, które dostajemy od osób, które chcą nas wspierać i które chcą z nami pracować. Fajnie, fajnie, że to działa, nie? I to jeszcze działa w taki sposób. Dużo ludzi też poznajemy, dużo, dużo się rzeczy też dowiadujemy i od siebie nawzajem, ale też właśnie z zewnątrz, jak ktoś się pojawi, to zawsze chcemy jakoś też nauczyć się, nie?

WC: No myślę, że ta inicjatywa w ogóle w samej teorii jest super utopijna i taka niebezpieczna. I po prostu tutaj właśnie wykorzystujemy myślę to, że jesteśmy na początku tej drogi, że ciężko jest na samym początku działać tak prężnie i szeroko, ale to jest jedyny moment, w którym tak naprawdę możemy sobie pozwolić na takie działania i to po prostu albo pójdzie w tą stronę, albo będziemy musieli się troszkę przeorganizować.

GK: Natomiast na ten moment będziemy świrować.

WC: No jasne, jasne. Na ten moment no po prostu ukorzeniliśmy się gdzieś jakkolwiek i to jest super. Myślę, że tutaj posiedzimy trochę.

GK: Zgadzam się.

JS: Jak jesteśmy już w tym temacie miejsca, chciałabym was zapytać o to, jak ważny jest dla was kontekst poznański. Na wystawie pojawiło się wiele prac przepracowujących także m.in. remonty w Poznaniu albo właśnie te relacje w blokach, prawda, w sąsiedztwie. Na ile ważny jest dla was Poznań, a na ile chcielibyście w przyszłości może pójść o krok dalej, może zrobić jakąś akcję ogólnopolską? Co wy na to?

GK: Zrobić to bardzo chętnie, oczywiście.

WC: To jest taki otwarty temat na ten moment. Natomiast tutaj myślę, że nie będziemy zdradzać gdzieś tam za dużo. Dla mnie Poznań jest ogólnie ważny.

GK: Troszkę możemy.

WC: Troszkę możemy. Właściwie tutaj, tak jak mówię, to ciało koła naukowego dalej gdzieś tam zostaje. Gabriel będzie przejmował koło na przyszły rok akademicki.

GK: A to jeszcze nieoficjalne.

WC: Nieoficjalne, ale to się stanie.

GK: Ale jeszcze formalnie nie jest.

WC: Dzięki, dzięki. Bardziej odnośnie organizacji. No i po prostu tutaj mam nadzieję, że uda się gdzieś przejąć moją taką inicjatywę połączenia tych działań na przykład z Warszawą. Natomiast ja osobiście myślę, że bardzo dobrze mi się pracuje ze stanowiska Poznania. Ja tu się urodziłam. Także no ogromny sentyment, też właśnie znajomość tych struktur, mniejsza lub większa. No i dostępność ogólnie tutaj w mieście. My do tej pory też dwa razy byliśmy gdzieś tam właśnie z kołem naukowym i w tym składzie kolektywu w Berlinie. I tam też gdzieś sobie, że tak powiem, badaliśmy sytuację i rynek. To nie jest tak, że jesteśmy zamknięci tutaj na lokalne działania, ale po prostu one dają nam najwięcej satysfakcji i właśnie możliwości takich poznawczych struktur poznania i ludzi, którzy działają lokalnie. No i jest to też właśnie taka desperacka próba wznowienia tych działań, no bo w obecnej sytuacji o tym też mówi wystawa, chociażby odnośnie remontów. że tutaj, no te inicjatywy związane z kulturą i ze sztuką, no miały jakiś taki ciężki czas, tak czy siak, w ostatnich latach i myślę, że dalej to jeszcze jest widoczne na rynku. No tylko, że nam się udało nie bać się chaosu, tylko go wykorzystać, troszkę złapać za lejce i spróbować gdzieś tam coś wykrzesać z tego. Także to, to, to powstało właściwie w oparciu o to zniszczenie i, i właśnie chaos, i jakiś bałagan, który dotychczas panuje w strukturach i w mieście. No i też właśnie ostatnio gdzieś tam byłam na wystawie w Pani Domu teraz, zresztą Gabriel też.

GK: Wszyscy byliśmy.

WC: Tak, tak. Poza Cyrylem. Właśnie tak słyszałam, że tam prycha przez telefon. No właściwie wystawa też z tego, co z mojej interpretacji i z tego, co słyszałam na obronie licencjackiej, to jest, tak, licencjat. Tak, tak. No odpowiada na taką tematykę współczesnego posthumanizmu w naszym pokoleniu. W takim znaczeniu, że właśnie doświadczamy bezpośrednio tego chaosu. Doświadczamy takiej potrzeby stworzenia swojej przestrzeni i znalezienia się w niej, poczucia się bezpiecznie, jakoś może nostalgicznie. No i tutaj ta wystawa, myślę, konfrontuje bezpośrednio te przedmioty, sytuacje, które są niesamowicie rażące. Właściwie przechodzi od przedmiotowości, tego też takiego właśnie turpizmu, właściwie tego, co widzimy na co dzień przez bardzo ciężkie, niezrozumiałe emocje, które nas przytłaczają w pracach Patryka Bosco na przykład czy Julii Białas, no i później właśnie do dokumentacji rzeczywistości, co jest właściwie zadaniem naszego pokolenia na ten moment. No i właściwie wydaje mi się, że tutaj ta wystawa też w jakiś sposób zahacza o tę tematykę, tak szerzej mówiąc. I myślę, że też stąd ta całość, która w ten sposób wygląda.

GK: A jak ty tak osobiście podchodzisz do Poznania? Bo ty jesteś z Poznania, nie?

WC: To jest chaotyczne. Ja bardzo lubię Poznań. Właściwie w tym momencie absolutnie chce mi się płakać ze względu chociażby na to, jak wygląda infrastruktura. Ale myślę, że to są problemy, które dzieją się teraz na pewno w całej Polsce i na całym świecie. Natomiast doświadczam tego w mieście, w którym się wychowałam, więc widzę te zmiany. No i po prostu nawet zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie odzyskać gdzieś jakiś taki właśnie nostalgiczny scen pierwotny i samego miasta i ludzi, że wszyscy są przemęczeni i… No ja mam jakąś taką utopijną wizję zmienienia czegoś w tym temacie, tylko tutaj, tutaj trzeba czegoś właśnie nowego. Trzeba troszeczkę podnieść na duchu ludzi. Gdzieś jak zaczęła się wojna i pandemia, ja utarłam sobie takie swoje zdanie, że ktoś musi żyć normalnie i działać normalnie, żeby później mógł kto podnieść całą resztę. No i troszeczkę starałam się to robić i staram się dotychczas… wydaje mi się, że sztuka ma ogromny potencjał na zmiany i na wprowadzanie tych zmian i na kojenie ludzi na różnych płaszczyznach. No i tak samo, jak mówię, otwierania przestrzeni do rozmowy, co jest dla mnie ogromnie ważne. I to jest, mówię tutaj o swoim spojrzeniu na ten temat. Natomiast myślę, że to w jakiś sposób też dotyczy całej reszty członków kolektywu, że Może to jest jakiś współczesny bunt po prostu. Taki bunt przeciwko właśnie tym ciągłym zmianom, chęci jakiegoś, co w ogóle się odwróciło na przestrzeni lat według mnie, że teraz ten bunt wynika z tej potrzeby właśnie ustatkowania się i życia w stabilnym środowisku. Nie wiem, co o tym myślisz, Gabriel, w sumie nie rozmawialiśmy na ten temat.

GK: Tak, ale tak pomyślałem, że fajnie byłoby to poruszyć, bo ja mam trochę inną perspektywę, bo ja tutaj przyjechałem, jak się zaczęła pandemia, na studia, i w zasadzie mam tylko ten obraz post-covidowy. Nie mam takiego dużego chyba sentymentu do Poznania, mimo że świetnie się tu czuję, ale jeszcze szukam swojego miejsca. Chyba mój problem jest taki, że to też nawiązywałem do tego na Nowym Obrazie, jak wysyłałem tę pracę, że ja trochę jeszcze tęsknię za Podlasiem, bo jestem z Podlasia. Nie wiem, czy powiedziałem. No i mam też inny obraz, a nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale wydaje mi się, że ludzie po covidzie się zmienili, że jakieś tak nastawienie było bardziej takie zdystansowane, że ten dystans też wbił się w społeczność, jeśli chodzi o kontakt. Nie tylko fizycznie, ale też społecznie jakiś taki dystans się pojawił, mam wrażenie.

WC: Tak, oczywiście. No i to widać po prostu na każdej płaszczyźnie. Znaczy ja osobiście też gdzieś tam mam takie miejsca, do których mi tęskno i właśnie one też są związane… poza miastem po prostu. Także też rozumiem ten transfer, który jest na pewno dość skrajny w twoim przypadku. Jest to super zrozumiałe, ale też odwołujesz się do tego w swoich pracach, z tego co rozumiem. I to jest właśnie to ujście. I właśnie o ile też wiadomo… często jest perspektywa powrotu do tych miejsc, powrotu do tych emocji i do tej stabilności. No to właśnie wszystkim ujściem do wszystkiego, nawet do takich beznadziejnych sytuacji, do miejsc i stanów, które już nie wrócą, no gdzieś tym ujściem jest ta sztuka. I dla nas personalnie, i jak widać dla społeczeństwa. Bo ludzie też przyszli, wspominali same lokale, które tam były na samym początku. Się nasłuchaliśmy trochę. Tak, tak, tak.

JS: Zdradźcie, co tam było na Mierzyńskiego 19. Fryzjer?

WC: Fryzjer i zegarmistrz. Tutaj słyszeliśmy dwie wersje, bo albo zegarmistrz, albo złotnik. No i gdzieś tam właśnie przyszła też pani, która swoje korale oddawała do naprawy do tego złotnika. No i tam wspominała, że tutaj na parapecie to właśnie układał te korale. No to też jest świetne. No właśnie nie wiedzielibyśmy tego, gdyby nie ta przestrzeń otwarta na ludzi. Wykorzystaliśmy taką niewygodną sytuację tego, że jednak musieliśmy nawet w tak zabieganym czasie sami tej wystawy pilnować.  


JS: Codziennie?

WC: Tak, codziennie. Jeszcze tam po godzinach też zdarzało się siedzieć. No i właściwie wykorzystaliśmy tą sytuację do tego, żeby porozmawiać z tymi ludźmi, żeby przybliżyć im tą sztukę, interpretację tej sztuki. Też temu służyło oprowadzanie. Właściwie ten system wernisażu, który jest otwarciem całej wystawy, jest wiadomo mniej lub bardziej uroczysty i taki reprezentacyjny. Później tego oprowadzania, które ma przybliżyć gdzieś bezpośrednio wszystkim uczestnikom to, co robimy i każde dzieło tak naprawdę po kolei, połączone z finisażem, który jest dla nas rozładowaniem tego ciśnienia. Podejrzewam, że też na jakimś takim fajnym poziomie. Myślę, że bardzo się sprawdzi.

JS: Tak, tak. Wiele było okazji do rozmów. Rzeczywiście też, kiedy rozmawiałam z różnymi osobami, nie tylko ze środowiska artystycznego, bo właśnie to jest chyba piękno tej wystawy, jak ona zafunkcjonowała dla społeczności lokalnej, która po prostu żyje na co dzień przy Mielżyńskiego, czy w ogóle żyje w centrum. Widziałam wiele osób, które po prostu przechadzały się i zerkały, co tam się dzieje w tej witrynie. Później wchodziły i zostawały tak naprawdę na dyskusję, właśnie na rozmowę z wami. I to jest niesamowite, myślę, kiedy myślimy w ogóle o pobudzaniu takich relacji społecznych przez sztukę. Ale nie tylko w realu, bo także w sieci. Bardzo intensywnie działacie na Instagramie waszego kolektywu. Można was znaleźć pod adresem @kolektywpodcisnieniem. Jesteście tam bardzo aktywni i bardzo, bardzo zaangażowani. Jak też wspominaliśmy o tych wlepach, robicie bardzo dużo też takich akcji, które po prostu angażują do partycypacji. Może w tym kontekście opowiedzcie właśnie, dlaczego to było dla was ważne. I przez jakie środki też wyrażacie tę potrzebę właśnie angażowania innych w wasze akcje?

WC: Naklejki były świetne… To właściwie, już nie pamiętam, kto wpadł na ten pomysł. To chyba było tak już kilka głosów z różnych stron.

GK: Chyba głównie Kasia, bo ona ma taki umysł marketingowy.

WC: Tak, tak, tak. Właściwie tutaj naklejki, które przeważnie mogą nawet być odbierane jako coś infantylnego, stały się osobnym tworem dotyczącym wystawy. I zadziałały w taki sposób, że te osoby prywatne, czy osoby spoza kolektywu mogły w jakiś sposób się odnaleźć też w tej strukturze, zdecydować, tak w takim geście właśnie przyklejania, oznaczania przedmiotów ze swojego otoczenia, co oni chcą usunąć i co dla nich jest może tą przeszkodą, czy jakimś obiektem obcym, czy sytuacją, która w jakiś sposób ich mierzi, razi.

GK: No właśnie, to może mieć różne zabarwienie emocjonalne też. Może to wynikać z jakiegoś gniewu, chęci pozbycia się czegoś, ale też może być takim żartem trochę.

WC: Jasne, jasne. Myślę, że tak czy siak działamy humorystycznie dość.

GK: Tak, ale to jest ciekawe, że jak ktoś ma tą naklejkę, no to może zdecydować, jaki kontekst będzie miała w zależności od tego, gdzie ją przyklei, jak ją przyklei.

WC: Teraz tak myślę, że taka główna wartość to jest też to, że to jest takie właśnie nieinwazyjne pozbawienie tych emocji. Że to jest taki gest, który w ogóle był częścią czegoś artystycznego, poważnego w jakiś sposób. Gdzieś daje ujście emocjom. Może nie rozkopiemy tej wystawki, co nam ktoś podstawił pod drzwiami, tylko właśnie będziemy mogli przykleić taką naklejkę, poczuć się częścią czegoś większego, czegoś podniosłego tak czy siak, no bo sztuka sama w sobie jest w pewnym sposobie monumentalna, więc tutaj, no takie wydaje mi się na poziomie, że tak powiem. No i właściwie odbiór był taki, że te naklejki, tutaj za sprawą mniej lub bardziej prywatną, dotarły do Krakowa, do Warszawy. Informacja sama, nawet nie same naklejki, ale w ogóle informacja o tym, że coś takiego się dzieje u nas na uczelni i że ktoś roznosi te naklejki, rozkleja po całej uczelni, że profesorowie przyklejają na drzwi swoich pracowni. No i właściwie to też się mieszało… To niedobrze akurat.

GK: Czemu tę pracownię usunąć?

WC: Nie chcę się pracować. No myślę, że też w obliczu gdzieś tam działań na uczelni to miało swój wydźwięk. No po prostu to było takie uniwersalne w ogóle właśnie, tak jak Gabriel mówi, że odpowiadało na różne sytuacje, różne emocje i dawało im ujście po prostu w jakiś sposób.

GK: No i też umożliwiło partycypację ludziom, którzy się pojawili po prostu.

WC: Tak, to było jedno z głównych takich działań marketingowych.

GK: Znaczy właśnie, że to też takie artystyczne jest, nie? Że to jest w zasadzie to, co chcieliśmy zrobić, czyli otworzyć przestrzeń ludziom, którzy chcą się zaangażować w naszą inicjatywę. No ale Wiktoria, jeszcze przecież twoja praca przy wejściu, ona też korzysta z podobnych mechanizmów, tylko trochę w inny sposób.

WC: Dokładnie. Ja w swoich pracach właściwie dbam o kilka rzeczy, o to, żeby mogły być one interpretowane przez odbiorcę na własny sposób, żeby miały za sobą gdzieś tam to takie monumentalne znaczenie i żeby nawiązywały ten kontakt bezpośredni z odbiorcą. Zarówno w obrazach, jak i właśnie w tej instalacji.

GK: No właśnie, może powiedz tak dokładnie, o co w niej chodzi.

WC: Nie wszyscy z naszych słuchaczy odwiedzili pewnie wystawę. Właśnie instalacja była przy samym wejściu do galerii. Natomiast jak ktoś nie był, to mamy właśnie to prowadzenie 3D, które jest udostępnione na Instagramie. Także polecam się pobawić, znaleźć easter eggs. Tak, no to takie właśnie już działanie też na pograniczu artystyczno-użytkowe. No takie archiwum. No i tutaj na samym wejściu właśnie była instalacja, która składała się z przedmiotów, które ja na co dzień składuję w przestrzeni czy mojego pokoju, czy właśnie na klatce schodowej, bądź właściwie mam taką roboczą pracownię zrobioną na poddaszu. do której inni też mają dostęp. Tam sąsiadka jedna kwiatki przesadza, a druga wiesza pranie, więc też jest ciekawie. Natomiast są to przedmioty, które gdzieś tam zawadzają. To jest też irracjonalne, jakie rzeczy młody artysta musi składować w domu. Te rzeczy ja docelowo właśnie miałam zamiar wykorzystać pod stworzenie instalacji, która miała przyjąć zupełnie inną formę. Natomiast tutaj właśnie w takim geście tego, tej beznadziei, takiego buntu i właściwie wszyscy mają dość tych moich przedmiotów, no to ja je zeskładowałam dla odmiany na wystawie. Przy samym wejściu, na samym środku. Tak. Właściwie miało to w jakiś sposób otwierać tą wystawę. Ta instalacja miała wyznaczyć granice między obiektem artystycznym a widzem. Też właśnie pozwolić widzowi zdecydować na to, w jakim stopniu on chce wejść w interakcję z tym obiektem. Było kilka możliwości przejścia przez niego, czy dookoła. No i właściwie z jednej strony miał on przeszkadzać, utrudniać to wejście do lokalu. Z drugiej strony może intrygować, właśnie wprowadzać w jakiś dialog tego, czy mi to przeszkadza, czy to jest coś, co jest dla mnie beznadziejne i w ogóle, dlaczego.

GK: Ktoś tu wyrzucił śmierć. Jak przeszkadza, bo ludzie w różny sposób przechodzili sobie wokół.

WC: Kilka wózków dziecięcych musieliśmy przełożyć prawie nad sankami na przedzie instalacji. No też instalacja właśnie miała takie znaczenie, miała przyciągać ludzi. Na poprzedniej wystawie Koła Naukowego Deformacje, właśnie też część tej instalacji była pokazana właśnie już jako obiekt skończony. No i miała ona też taką niesamowitą moc ściągania ludzi, nawet z drugiej strony ulicy, z różnych powodów, z różnymi emocjami, czy to były pretensje, czy zachwyt, czy pytania. Ci ludzie się tam pojawiali, przyciągało ich to. I tutaj taka sama sytuacja z tą instalacją. Dostałam kilka fajnych komentarzy na ten temat. Jedna pani przyszła, ja patrzę, ona stoi praktycznie w tej instalacji. I tak pytam, dzień dobry, czy pani chce obejrzeć wystawę? Tutaj zapraszamy do środka, bardzo chętnie opowiem. Ona tak stoi w tym, się obraca, tam zahaczyła o te sanki i mówi, no ja właśnie się zastanawiałam, kiedy ktoś to wyrzuci, żeby można było wejść do środka.

JS: Piękne, piękne.

WC: No i myślę, że ona przechodziła tutaj wielokrotnie. Widziała, że ma być galeria i przechodziła od tygodnia. No i od tygodnia leżą te sanki, leżą te ramy. No i ona właściwie nie wiedziała, co się dzieje. No i nawet jak już się znalazła w tym lokalu, no to mówię, znalazłam ją taką obracającą się wokół sanek a ramy. I ona się właściwie zastanawiała, gdzie ona się znalazła, dlaczego to tutaj jest.

JS: Wspaniale, że ta wystawa pobudziła takie interakcje. Mogłabym was słuchać godzinami. Niesamowicie opowiadacie o swojej twórczości, o swoich, o swojej akcji, także jako kolektywu. Ale słuchajcie, na koniec już dla naszych słuchaczek, słuchaczy, powiedzcie dwa słowa o przyszłości kolektywu, jak i tego, co chcecie robić i jak działać w Poznaniu.

WC: Dawaj Gabriel, bo ja paplam. Myślę, że właśnie bazujemy też na tym, że jest nas siódemka, że każdy ma swoje wybory, swoje działania, swoje znajomości. No i staramy się tutaj wprowadzić coś takiego, żeby faktycznie angażować jak najwięcej osób, żeby też osoby z kolektywu wzajemnie się od siebie uczyły i też uczyły się na własnych doświadczeniach. Zależy nam, żeby każdy właśnie działał gdzieś tam jako organizator i żeby każdy działał jako artysta. No i w tym momencie właśnie chyba po podcaście idziemy na pierwsze spotkanie odnośnie współpracy z organizacjami z Poznania i fundacjami. No i tutaj właśnie jak najszersze działanie. Ekspansywni jesteśmy bardzo.

GS: No jeszcze ja mogę powiedzieć, że właśnie moim oczkiem w głowie będzie teraz koło naukowe. Myślę, że dużo inicjatyw wyniknie stamtąd, bo zapraszam kilku artystów. Gdzieś sobie pojedziemy na wystawy. Będzie ciekawie. Zapraszam, zapraszam. Jak ktoś jest ambitny i lubi pracować, to zapieprz będzie duży. Ale będzie warto.

WC: Ale przemyśleć sobie decyzję, bo później trzeba przejść 60 kilometrów w Berlinie i niektórzy wymieniają.

GK: Ja też trochę wymieniam, więc ciężko.

JS: Dzięki, dzięki. Trzymamy kciuki i zachęcamy was wszystkich do obserwacji poczynań kolektywu na Instagramie: @kolektywpodcisnieniem oraz koniecznie obejrzyjcie oprowadzanie 3D, bo jest naprawdę fantastyczne. Możecie także znaleźć niesamowite smaczki w postaci m.in. Gabriela, który gdzieś tam kuka zza witryny. A wam dziękujemy bardzo za uwagę i pozdrawiamy wszystkich.

GK: Pozdrawiamy. Dzięki.

WC: Dzięki bardzo.

<< Sponsorem Podcastu festiwalu Poznań Art Week „Energia Sztuki” jest ENEA Operator >>

artystkiedycja 2024podcastPoznań Art WeekPoznań Art Week 2024sztuka w Poznaniuwystawa

Avatar photo
Julia Stachura

Julia Stachura, historyczka sztuki, doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UAM oraz pracowniczka Archiwum Audiowizualnego Wydziału Nauk o Sztuce UAM. Przygotowuje pracę doktorską poświęconą współczesnej fotografii afroamerykańskiej. Jej zainteresowania badawcze obejmują teorię i historię fotografii, sztukę nowoczesną oraz metodologię historii sztuki.

1 Comment

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.