Danielem Rycharskim rozmawia Mike Urbaniak.


MU: Czy dzisiaj strachy są większe od tych, którymi zajmowałeś się w poprzednich latach?

DR: Odpowiedź na to pytanie jest skomplikowana znacznie bardziej niż chcieliby niektórzy, dlatego, że znakomitą większość czasu nadal spędzam na głębokiej prowincji – w Sierpcu i Kurówku, na północnym Mazowszu. Z jednej strony, lokalnie, dużo zmieniło się na lepsze, jeśli chodzi o podejście mieszkańców do spraw LGBT. Tak naprawdę chyba tylko raz doświadczyłem tu homofobicznej dyskryminacji, choć oczywiście tak zwana miękka homofobia nie zniknęła. Dzisiaj mam wrażenie, że im bardziej Prawo i Sprawiedliwość dokręca śrubę, im bardziej jest represyjne w stosunku do osób nieheteronormatywnych, tym więcej odczuwam od zwykłych ludzi gestów solidarności.

MU: Może dlatego, że jesteś znanym artystą?

DR: Oczywiście, to ma z pewnością wpływ na stosunek do mnie. Większość moich tutejszych znajomych LGBT – nieliczni, którzy nie wyjechali do Warszawy – nadal się ukrywa i boleśnie odczuwa narastającą atmosferę homofobii.

MU: A może, paradoksalnie, to dokręcanie śruby zmieni coś pozytywnie? Mam wrażenie, że już nawet ludzie, którzy mieli dotychczas dość ambiwalentny stosunek do osób LGBT, czują, że wszelkie granice obrzydliwości zostały ostatnio przekroczone.

DR: Masz rację. Nawet mój ojciec, który mieszka na wsi i jest mechanikiem samochodowym, i który nie był nigdy homofobem, choć miał spory dystans do spraw LGBT, zauważył tę przesadzoną medialną nagonkę.  

MU: Czy więc długofalowo ta kampania nienawiści będzie miała dobre skutki?

DR: Tak to właśnie widzę. Myślę, że to jest czas na jeszcze intensywniejszą pracę, która pokaże, że jesteśmy normalnymi ludźmi. Jak wszyscy inni. Ale nie można zapominać o tych, którzy teraz szczególnie boleśnie doświadczają tej homofobicznej nagonki.

MU: Ma im pomóc „Opieka rodzinna”?

DR: „Opieka rodzinna” to projekt, który przygotowuję z tradycyjnymi rolnikami i katolickimi rodzinami z Sierpca i okolic. Szukam rolników, którzy walczą o przetrwanie swoich rodzinnych gospodarstw oraz osób LGBT z dużych miast, które walczą o własne przetrwanie, które znalazły się z kryzysie. Wszystkich ich zapraszam do naszego projektu.

MU: Zapraszasz gdzie dokładnie?

DR: Do gospodarstwa prowadzonego w okolicy Sierpca. Tam będzie baza noclegowa, a w dzień praca i relaks w gospodarstwach sąsiednich rolników. Całość finansuje Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, w ramach festiwalu Warszawa w Budowie.

MU: Zainspirowała cię do tego książka dr. Andrzeja Perzanowskiego, badacza z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, pod tytułem „Daremność i nadzieja. Psychiatryczna opieka rodzinna w perspektywie antropologicznej”.

DR: Andrzej Perzanowski opisał praktykę, którą rozpoczęto w latach 30. ubiegłego wieku w Choroszczy, miasteczku nieopodal Białegostoku, w którym do dzisiaj działa szpital psychiatryczny. Owa eksperymentalna praktyka polegała na oddawaniu chronicznie chorych pod opiekę rodzin chłopskich. Rodziny otrzymywały za to wynagrodzenie, a chronicy wyzwolenie z instytucjonalnego ucisku, jakim jest okratowany odział psychiatrycznego szpitala. Między pacjentami a opiekunami wytwarzała się dodatkowo rodzinna więź.

MU: Ta choroszczańska praktyka jest niezwykle ciekawa, podobnie jak twój projekt, ale włączyła mi się od razy czerwona lampka, bo osoby LGBT pojawiają się tu w kontekście psychiatrycznym, w którym umieszczane były przez lata. „Rycharski chce leczyć z homoseksualizmu?” – zdziwiłem się.

DR: Oczywiście nie chodzi tu o żadne leczenie z homoseksualizmu, bo to nie choroba. Chcę reaktywować praktykę opisaną przez Perzanowskiego, by leczyć z homofobii, bo to ona jest dzisiaj poważną chorobą toczącą nasze społeczeństwo. To homofobia jest tym, co wpędza często osoby LGBT w nałogi i depresję, to pogarda wobec osób LGBT i brak akceptacji wywołują stany lękowe. Teraz jest dobry czas na takie deklaracje sprzeciwu wobec nienawiści i spotkania ludzi ponad to, co krzyczy prasa.

MU: Co ta praktyka ma dać osobom LGBT? Ma je wyciągnąć z owej „daremności”, rozumianej jako odrzucenie, brak nadziei na lepsze życie, na szczęśliwszą egzystencję w społeczeństwie? Ma dać „nadzieję”, rozumianą przez Perzanowskiego jako wyjście z opresji, emancypację?

DR: Myślę, że od czegoś trzeba zacząć przełamywać stereotypy, że trzeba zacząć szukać „lekarstwa”. Mamy w tej chwili cztery rodziny, które chcą przyjąć do siebie osoby LGBT i szukamy czterech kolejnych. Poszukujemy także z Tomkiem Fudalą, Natalią Sielewicz i Szymonem Maliborskim – kuratorami MSN osób LGBT.

MU: Jaki warunek trzeba spełnić, by aplikować? Trzeba być ofiarą homofobii?

DR: Nie trzeba być koniecznie zaatakowanym werbalnie czy fizycznie, to nie jest warunek. Przecież homofobia ma różne oblicza i każdy może odczuwać ją inaczej.

MU: Szukacie tylu osób LGBT, ilu rodzin?

DR: Tak, ośmiu. To będzie wyjazd wakacyjny, tydzień na mazowieckiej wsi. Wszyscy mają nocleg w pięknie położonym gospodarstwie, a dni, jak wspomniałem, zaplanowane w gospodarstwach u rolników w okolicy Sierpca. Na początku rolnicy pokażą, jak wygląda ich praca i potem będą w nią włączać osoby goszczone. Oczywiście to nie będzie żadna harówka w polu, chyba że ktoś sobie tego zażyczy. Ten wyjazd jest bardziej odpoczynkiem. Celowo wybrałem początek sierpnia, czas przełomu żniw i dożynek, kiedy na wsi można już trochę odsapnąć, a nadal pięknie świeci słońce. Zaplanowałem też ogniska, spływ kajakowy i wieczory z gośćmi – strażakami czy lokalnymi artystami. Chcę, żeby się wszyscy mogli wzajemnie poznać.

MU: Sielankowy obrazek polskiej wsi.

DR: A może nie sielankowy? Może prawdziwy? Może to właśnie polscy rolnicy wyleczą nas z homofobii? To jest dla mnie bardzo ważne, że „Opieka rodzinna” będzie na wsi. Na tej wsi, która przez wielkomiejskie elity oskarżana jest o to, że wybrała PiS, że zrobiła nam w zemście za lata wykluczenia i pogardy prawdziwe piekło. Przewrotność tego projektu polega na tym, że pomoc dla osób LGBT przychodzi z najmniej oczekiwanej strony – ze wsi, że wieś może być pozytywnym bohaterem tej opowieści.

MU: Że wieś nie musi być wsteczna i zabobonna?

DR: Wieś jest bardziej skomplikowana niż się wielu wydaje. To prawda, dużo osób ze wsi głosuje na PiS – znam takie osoby, mam je też w rodzinie. Ale nie wszyscy głosują na PiS, bo podoba im się, co PiS mówi o osobach LGBT. Wiele osób głosuje na tę partię ze względów ekonomicznych, a nie homofobicznych.

MU: Problem jest taki, że to jest pakiet. Miałeś jakiś kłopoty z pozyskaniem do projektu katolickich przecież rodzin? Wyobrażam sobie, że lokalnym księżom to się nie może podobać?

DR: Mogę na to pytanie odpowiedzieć częściowo, bo nadal jestem w trakcie pozyskiwania rodzin. Z rolą Kościoła jest różnie. Czasem trafiam na księży przychylnych moim działaniom. Tak było przy projekcie „Wyspa”, w którym, za zgodą dyrekcji, brali udział uczniowie liceum katolickiego, a celem projektu było upamiętnienie lokalnej społeczności żydowskiej i zbadanie stosunku mieszkańców do osób nieheteronormatywnych. Kilku podobnie otwartych księży poznałem też działając grupie Wiara i Tęcza, skupiającej chrześcijan LGBT. No, ale to były kontakty nieoficjalne.

MU: Ze strachu?

DR: Tak, ze strachu przed przełożonymi. Wielu zwykłych księży ma w kwestii LGBT poglądy mniej konserwatywne od biskupów. Oczywiście także dlatego, że jest wśród nich sporo gejów.

MU: Wiarę i Tęczę w końcu jednak porzuciłeś.

DR: Nigdy tak naprawdę jej nie porzuciłem, ale uznałem, że te moje wszystkie działania aktywistyczno-duchowe skierowane do Kościoła są mało skuteczne, a właściwie nie przynoszą żadnych rezultatów, żadnej zmiany na lepsze.

MU: Szalenie irytowałeś Kościół, bo nie atakowałeś go pozycji szalonego antyklerykała, ale katolika, który przypomina Kościołowi o jego własnym nauczaniu. Tak było z „Tablicą”, z którą stanąłeś pod dominikańskim kościołem św. Jacka na Freta w Warszawie. Widniał na niej kanon Kodeksu Kościoła Katolickiego zabraniający dyskryminacji osób LGBT. Zaatakowano cię za to, że stoisz przed kościołem z jednym z kanonów tegoż Kościoła!

DR: Zostałem przepędzony przez braci zakonnych. Przepędzano mnie zresztą z Kościoła nieustannie. Także wtedy, gdy z grupą Wiara i Tęcza chcieliśmy zorganizować drogę krzyżową w intencji ofiar homofobii. Przygotowałem na nią specjalny „Krzyż”, a na każdej stacji miał być odczytany tekst, a to przez Halinę Bortnowską, a to Jana Turnaua…

MU: Tak zwanych katolików otwartych.

DR: Ten tak zwany kościół otwarty jest moim kolejnym rozczarowaniem, bo się szybko okazało, że wcale nie jest taki otwarty. Poza tym, jak można chodzić do kościoła i pozwalać jednocześnie, by traktował osoby LGBT tak, jak je traktuje? Dietrich Bonhoeffer, pastor kościoła luterańskiego, którego teologia odmieniła moją duchowość, uważał, że nie można się uważać za chrześcijanina i jednocześnie popierać Hitlera. Jedno wyklucza drugie. A u nas nic nie wyklucza niczego. Można uważać się za katolika i jednocześnie szczuć na innych. Dlatego odsunąłem się także od tak zwanego kościoła otwartego. Nie zostałem jednak protestantem, jestem dalej chrześcijaninem, ale bezreligijnym.

MU: Podejrzewanym nawet przez „Kościół otwarty” o niecne zamiary.

DR: Tak, przekonałem się o tym podczas mojej zeszłorocznej wystawy „Strachy” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Katolickie media postępowe miały duży problem z pisaniem o mojej sztuce, a ja przecież nigdy nie stworzyłem niczego, co miało kogoś obrażać. Moja sztuka, moje działania społeczno-artystyczne robię zawsze po to, by nawiązać dialog, ale z nim jest – mam wrażenie – coraz trudniej.

MU: Trudno jest też pożenić polską wieś z gejami z Warszawy.

DR: Wszystko jest możliwe, co pokazuje chęć gospodarzy zaangażowanych w projekt. To mieszkający na prowincji katolicy, a jednak zdecydowali zaprosić do siebie osoby LGBT. Nie chcą pluć na ludzi, chcą podać rękę. Chcą szukać tego, co nas łączy, a nie dzieli. Chcą pokazać, że dialog i szacunek są możliwe.

MU: Słowa prezydenta Andrzeja Dudy o tym, że „LGBT to nie są ludzie” pomogły „Opiece rodzinnej”?

DR: Nasz planowany na nieco później projekt został tą wypowiedzią przyspieszony. Po słowach prezydenta i kilku innych polityków PiS, postanowiłem działać natychmiast i pokazać tym samym, że w Polsce jest wiele osób mających konserwatywne poglądy, które jednak na taki język zgodzić się nie mogą. Oto rolnicy z najbardziej tradycjonalistycznej części Mazowsza wyciągają rękę do osób LGBT w geście solidarności i chęci pomocy.

MU: Twoja „Opieka rodzinna”, finansowana przez MSN, przewiduje wynagrodzenie dla rolników za przyjęcie osób LGBT. Czy to jest w takim razie pomoc bezinteresowna?

DR: Dobrze, że o to pytasz, bo ekonomia w tym projekcie jest szalenie ważna. Pisał o niej także Andrzej Perzanowski, zwracając uwagę na to, że wynagrodzenie za opiekę (nasi rolnicy dostaną 300 zł za dzień opieki) nie wyklucza szczerej chęci pomocy i przywiązania. Praca opiekuna to praca jak każda inna, dlatego powinna być opłacana. Dzięki niej społeczeństwo staje się lepsze.

Przy okazji warto zadać pytanie o to, jak wynagradzamy opiekę nad innymi i dlaczego tak nisko. Pisze o tym w swojej książce „Praca bez sensu” David Graeber, amerykański antropolog i pyta, dlaczego pewne zawody wynagradzamy bardzo wysoko, a pewne – opiekę nad ludźmi – tak nisko. Chciałbym więc też naszą „Opieką rodziną” dowartościować pracę opiekuna, w naszym przypadku opiekuna-rolnika.

MU: Zajmujesz się sprawami LGBT, podobnie jak ja, od lat. Musiałeś też sobie przez ten czas wyhodować, podobnie jak ja, grubą skórę. Czy w związku z tym dotknęły cię osobiście odczłowieczające nas wystąpienia polskich polityków? Bo mnie tak.   

DR: Oczywiście, że mnie dotknęły. Zacząłem się nawet łapać na takich myślach, że stoję przy oknie i zastanawiam się, co by było, gdybym wyskoczył. Kiedy pół roku temu miałem wystawę w Nicei, Francuzi zaproponowali mi zostanie tam. Chcieli mnie właściwie ratować, bo do wszystkich dociera to, co dzieje się w Polsce wobec osób LGBT. Oni byli tym zszokowani i martwili się, że coś mi się w Polsce może stać. I teraz to wszystko – po słowach prezydenta Dudy – do mnie wróciło.

MU: Jednak nie wyprowadziłeś się na Lazurowe Wybrzeże, zostałeś w Kurówku.

DR: Wiesz, ja jestem bardzo rodzinną osobą. Chcę być blisko rodziny, blisko miejsc, z których pochodzę. Nie tylko nigdzie się nie wyprowadzam, ale postanowiłem także jesienią zbudować sobie tutaj dom.


Avatar photo
Mike Urbaniak

Mike Urbaniak jest dziennikarzem kulturalnym, autorem rozmów z wybitnymi postaciami kultury. Był m.in. autorem kulturalnych audycji w radiowej Dwójce i Radiu RDC, dziennikarzem „Przekroju”, „Wysokich Obcasów” i felietonistą „Vogue”. Obecnie jest dziennikarzem weekendowego magazynu Gazeta.pl.