Gościem Czytelni poznańskiego Art Weeka jest Michał Molski, pomysłodawca i spitirus movens Molski Gallery.

Mateusz Bieczyński: Jak zrodził się pomysł na otwarcie galerii?

Michał Molski: Pomysł otwarcia galerii zrodził się już wiele lat temu, co w moim przypadku wiązało się z kolekcjonowaniem. Przygodę ze sztuką rozpocząłem ponad 10 lat temu. Pracując w innej branży, zawsze zerkałem w stronę sztuki, zresztą znałem już wtedy osobistości mocno w tej sztuce osadzone, np. Pana Wojtka Fibaka, którego odwiedzałem w galerii i który mocniej pchnął mnie w tę stronę. To były takie początki, zacząłem kupować różne dzieła, interesować się artystami, odwiedzać muzea, co pozwalało mi się w tym kierunku rozwijać. Im dalej szedłem, tym bardziej mnie to wciągało.

MB: Ale Molski Gallery jest stosunkowo młodą instytucją na poznańskiej mapie kulturalnej. Czy mógłbyś przybliżyć moment powstania? Jak do tego doszło?

MM: W toku kolekcjonowania, kupowania kolejnych obrazów spotykałem się z artystami, m.in. z Poznania, Krakowa, Warszawy. Zauważyłem, że bardzo dobrych artystów, idących w swoim wyznaczonym kierunku, uczciwie traktujących sztukę, szukających swoich charakterystycznych elementów, stylu, jest wielu, ale nie są dobrze prowadzeni bądź nie mają stałej współpracy z galeriami. Zaczęła kiełkować we mnie myśl, że byłoby dobrze stworzyć takie miejsce w Poznaniu, który oczywiście ma kilka bardzo dobrych galerii, ale na taki potencjał kolekcjonerów i miłośników sztuki to jednak zbyt mało. Pochodzę z Poznania i to było moje marzenie, by zrobić coś na szerszą skalę właśnie tu. Przygotowania trwały kilka miesięcy, zbieraliśmy materiały, zdecydowaliśmy się pokazać część kolekcji, którą udało mi się zgromadzić. Tym otwarciem w zeszłym roku chciałem też pokazać kierunek działania i to, co mnie interesuje, jaka sztuka i jacy artyści. Teraz staramy się ten program ambitnie realizować.

MB: Dotychczas miałem możliwość uczestnictwa w dwóch wydarzeniach ‒ gratuluję rozpędu i zakresu działania. A jak kształtuje się sam program? Czego potencjalny widz może się spodziewać?

MM: Wydaje mi się, że mamy ambitny program, który chcemy sukcesywnie realizować, rozwijać go na kolejne lata. Przygotowując się do otwarcia tego miejsca przy Alei Wielkopolskiej 65a na Sołaczu, nie chcieliśmy, żeby było to wydarzenie jednorazowe. Zdajemy sobie sprawę, że to jest inwestycja pieniędzy i czasu, więc zależało nam, by działało to długofalowo. Ponieważ w kręgu moich zainteresowań są też klasycy awangardy, również abstrakcja, w tym geometryczna, która mocno wybrzmiewa w mojej kolekcji, to stanowi jeden kierunek działań. Z kolei drugi to taki trochę dialog międzypokoleniowy, który chcemy prowadzić z tym młodym pokoleniem. Kiedy aranżowaliśmy naszą przestrzeń do otwarcia, podobało nam się zestawienie dużo młodszego pokolenia z klasykami, np. Stażeewski z Michałem Misiakiem świetnie współbrzmiał, i wielu innych. Chcemy więc pozostać przy klasykach awangardy i włączać do nich to młodsze pokolenie.

MB: Mówiłeś w liczbie mnogiej ‒ „my”. Czy są też inni architekci tego sukcesu?

MM: Myślałem może o mojej żonie, która zawsze mnie wspierała, gdy coś kupowaliśmy, i uczestniczy w rozwoju tej galerii z drugiego rzędu, bo codziennie rozmawiamy o naszych planach. Są również osoby działające u mnie w galerii, więc tak to przedstawiam, że to jest nasz wspólny projekt.

MB: Mówisz dużo o filozofii kolekcjonowania sztuki, która z całą pewnością ma widoczny wpływ na sposób selekcji i prezentacji prac artystów. Czy myślisz także o pewnej misji galerii w szerszej perspektywie? Mówię tu o odkrywaniu młodych talentów i ich promocji.

MM: Tak, to jest właśnie to łączenie artystów młodszego pokolenia, pokazywanie im możliwości rozwoju i zdrowej pracy pomiędzy artystą a galerią. Śledzimy poczynania młodych, nawet studentów, cały czas dostajemy czyjeś prace, zawsze na to reagujemy i staramy się w subiektywny sposób to selekcjonować. Chcemy podkreślić ten dialog. Widać, że sztuka kontynuowana dziś przez młodych jest inna, ale zawsze ma jakiś styk z tymi klasykami, jak Stażewski, Krasiński, prof. Jan Berdyszak, obecnie mamy wystawę prof. Jana Tarasina. Ten styk zawsze można gdzieś znaleźć i coś wspólnie z nimi zrobić.

MB: Czy w takim razie Molski Gallery jest projektem biznesowym?

MM: Trudno, żeby galeria sztuki mogła funkcjonować bez tego aspektu. Jeżeli słyszę, że ktoś prowadzi takie miejsce i nie zależy mu na aspektach finansowych albo jest od nich oderwany, to uważam, że to jest nieuczciwe założenie. Teraz mamy co prawda czysto niekomercyjną wystawę Jana Tarasina, ale też planujemy wystawy nastawione na sprzedaż, która pozwoli rozwijać się nie tylko nam, ale i artystom, których dzieła wystawiamy. Trudno to rozdzielić, dlatego ten aspekt biznesowy jest dla nas ważny i zawsze rozmawiamy z artystami na ten temat. Oczywiście misja i promocja sztuki są dla nas równie ważne, więc staramy się zachować równowagę pomiędzy tymi kwestiami.

MB: Czyli bardzo ciekawie wyważony komponent kulturotwórczy, biznesowy, a także i promocja samego kolekcjonerstwa, bo to również jest Waszą misją.

MM: Tak. Pozwolę sobie zaznaczyć, że naszą galerię podzieliliśmy na poziomy, taki też mamy budynek. Na jednym poziomie pokazujemy sztukę, która należy do mojej kolekcji, więc zawsze zapraszamy, można przyjść, wypić z nami kawę, porozmawiać, pooglądać. Staramy się tę kolekcję wymieniać, a ludzie często nas odwiedzają, szczególnie w piątki i weekendy. Można też do nas zadzwonić i umówić się na wizytę, z czego zawsze bardzo się cieszymy.

MB: Cofnijmy się jeszcze na moment do samych początków. Gdy biorę pod uwagę datę otwarcia wystawy, czyli rok 2019, a jednocześnie spore nakłady finansowe na zagospodarowanie tej przestrzeni, to zauważam dużą zbieżność chronologiczną z czasem pandemii. W gruncie rzeczy galeria zaczęła funkcjonować w momencie powolnego wychodzenia z pandemii, ale musiałeś w takim razie myśleć o tym w trakcie. Czy to doświadczenie związane z przymusowym zamknięciem, a jednocześnie planowaniem w czasie niepewności, było istotne?

MM: Z punktu widzenia biznesowego, ponieważ wcześniej przez wiele lat z powodzeniem prowadziłem firmę, zawsze postrzegam takie okresy, gdy na rynku są turbulencje, odczuwalne jak podczas pandemii na różnych płaszczyznach, jako szansę. Na pokazanie czegoś, na nowe otwarcie. Sam byłem świadkiem, kiedy np. w Arsenale i w innych galeriach podczas pandemii były próby pokazywania sztuki, pielęgnowania tego, żeby jednak wyjść do ludzi z konkretną ofertą, ale bez udziału tych ludzi dla mnie nie było w tym sensu. Więc kiedy to wszystko ruszyło, to też był dobry moment, by akurat wyjść z tym, co mamy do zaoferowania.

MB: Świetne wyczucie czasu. Powiedzmy jeszcze, kogo dokładnie reprezentujecie. Czy moglibyśmy przywołać kilka nazwisk?

MM: Oczywiście, choć dodam, że nawet kiedy jeszcze oficjalnie nie miałem galerii, staraliśmy się podpowiadać artystom pewne zachowania na rynku. Zazwyczaj namawiam artystów, by zajęli się swoją rolą, do której są stworzeni, w której się bardzo dobrze czują, i nie łączyli z tym tego aspektu biznesowego, bo to się najczęściej źle kończy. Autorzy sami próbują sprzedawać swoje prace, z domu, te ceny są później mocno negocjowalne, a kiedy coś się pojawia na aukcji, to nikt nie chce kupować, bo wiadomo, że można do tego artysty po prostu pojechać. Staram się więc sprawować nad artystami pewien mecenat, podpowiadać im, jak prawidłowo zachowywać się na tym rynku, bo czuję, że to jest rola galerii, która ma swoje zadania w tej przestrzeni. Zdecydowaliśmy się, żeby otworzyć naszą kolekcję, by ludzie w Poznaniu poznali ją szerzej. Zazwyczaj kolekcjonuje się w zaciszu domowym i może najbliżsi czy znajomi wiedzą, co się kupuje, z czym się mieszka i co się lubi, a muszę podkreślić, że w Poznaniu jest bardzo wielu kolekcjonerów, których znam też osobiście, ale nie do wszystkich udało mi się jeszcze dotrzeć. Wydaje mi się, że po Warszawie jest to drugi największy rynek w kraju. Oni często mieszkają w Poznaniu, w najbliższej czy dalszej okolicy, i spokojnie budują swoje kolekcje. My jednak chcieliśmy wyjść z tymi dziełami do ludzi, zachęcić, pokazać, że można to robić, a tym samym promować artystów, którzy są w kolekcji, ale też samego ducha kolekcjonowania.

MB: A o jakich konkretnie artystach mowa?

MM: Po naszej kolekcji pokazaliśmy twórczość Mariusza Kruka, sam śledzę go od jakiegoś czasu i bardzo cenię. Obecnie wystawiamy prace Jana Tarasina, wybitnego polskiego klasyka awangardy. Z pokolenia, które będziemy za chwilę przygotowywać, jest Michał Misiak, Tamara Berdowska, Sebastian Krzywak z Poznania, którego również mamy pod naszą opieką i staramy się promować poprzez różne działania.

MB: Zapraszamy publiczność do zapoznawania się z artystami reprezentowanymi przez Molski Gallery i kolekcją Michała Molskiego. A na końcu może jakieś zapowiedzi?

MM: Myślę, że warto zaprosić jeszcze na tę aktualną wystawę, która trwa do końca kwietnia. Odwiedziło nas wiele osób, również z muzeów, które były zachwycone tym, jaką przestrzeń udało nam się stworzyć tymi wspaniałymi pracami. Mamy i prace reliefowe, i monumentalne, które udało nam się zdobyć od poznańskich kolekcjonerów. A w czerwcu będzie nowa odsłona, połączona z poznańskim Art Weekiem, więc serdecznie zapraszam.

MB: W takim razie zapraszamy do śledzenia strony molskigallery.pl w zakresie aktualności, a także poznańskiego Art Weeka, gdzie również będziemy informować o planowanych i obecnie odbywających się wydarzeniach.


Festiwal Poznań Art Week 2023 „Lokalnie” został sfinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „Interwencje 2023” oraz ze środków Urzędu Miasta Poznania.

edycja 2023podcast

Avatar photo
Mateusz M. Bieczyński

Prawnik, historyk sztuki, kurator wystaw, krytyk artystyczny, autor publikacji, biegły sądowy z zakresu prawa autorskiego i sztuk wizualnych. Autor opracowań monograficznych na temat prawnych uwarunkowań życia artystycznego. Kurator wystaw oraz redaktor katalogów artystycznych w Polsce i za granicą. Publikował na łamach wielu czasopism artystycznych, m.in. Arteon, Art & Business, Format, Kwartalnik Fotografia, Obieg.pl. Łącznie opublikował ponad 100 artykułów i wywiadów.