Agnieszka Polska, The Demon’s Brain, 2018 Hamburger Bahnhof, fot. Justyna Ryczek

May You Live in Interesting Times – wszyscy znamy to pesymistyczne chińskie powiedzenie, które w 2019 r. zostało hasłem najstarszego Biennale Sztuki w Wenecji. Ralph Rugoff – kurator wydarzenia – nie chciał jednak przeklinać ani świata, ani tym bardziej sztuki, a raczej odwrotnie: chciał odczarować słowa. Pokładając nadzieję w sztuce, zakładał, że w niej znajdzie narzędzia, które umożliwią przemianę przekleństwa w wyzwanie uczynienia naszych czasów „interesującymi”1.

Byłam w Wenecji we wrześniu. Tłum turystów. Na wystawach wielu odwiedzających. A tam do obejrzenia i doświadczania realizacje podejmujące problemy współczesnego świata – ekologia, zmiany klimatyczne, emigracja, władza, zagubienie człowieka, cyfryzacja. Właściwie można powiedzieć „nic nowego”, ale zgromadzone prace miały w sobie moc refleksji. Wciągały nas w swoje opowieści, stawaliśmy się namacalnie ich częścią i zadawaliśmy pytania o nasze uwikłania. Potrzeba przemyślenia własnego stanowiska dotyczyła również samej sztuki. Oglądając kolejne realizacje, zastanawiałam się, co one robią, czym są wobec poruszanych zagadnień. Jakie stawiają sobie cele? Wróciłam i pozostałam z pytaniami: co może sztuka, co ona robi wobec problemów współczesnego świata, jaka jest jej rola, co ma wywoływać? Czy ja mam ją jedynie obejrzeć, opowiedzieć studentkom i studentom i myśleć o kolejnej intrygującej wystawie…

Wenecja w listopadzie. Rekordowa od kilku lat acqua alta wywołała wielką powódź. Na zdjęciach oglądam zatopiony plac św. Marka, wodę wylewająca się z kanałów na małe uliczki, zalane kawiarnie, znajoma donosi o utrudnieniach na Biennale. Po raz kolejny naturalny proces zostaje wzmocniony działalnością człowieka – od dawna zwraca się uwagę na zmiany klimatyczne i ich wpływ na poziom morza.

W marcu kolejny raz słyszę o Wenecji. Widać skutki wprowadzonych od jakiegoś czasu w części Włoch ograniczeń. Na jeszcze niedawno zapchanych ulicach – pusto, w kanałach spokojniejsza i czystsza woda, ptaki mogą spokojnie się rozmnażać, zwiększyła się liczba kormoranów i perkozów. Przyroda powoli odzyskuje utracone terytoria.

Gdy oglądam puste weneckie uliczki, w Polsce także mamy pierwsze zarażenia koronawirusem, zamknięto szkoły, powoli wprowadzane są inne obostrzenia. Czytam kilka tekstów publicystycznych, w niektórych napotykam znajome: „obyś żył w interesujących czasach”. Podskórnie oczekuję chociaż drobnych nawiązań do tytułu zeszłorocznego Biennale, przez to jakiegokolwiek zahaczenia o sztukę. Niestety, nic takiego się nie dzieje. Poważni wyjaśniacze świata nie interesują się sztuką i tym, co ona ma do powiedzenia.

Może pod wpływem obejrzanych obrazów sięgam po kolejny kryminał Donny Leon dziejący się w Wenecji. W Doczesnych szczątkach autorka sporo miejsca poświęca zagadnieniom ekologicznym – przemysłowe zanieczyszczenia laguny, inwazyjna działalność człowieka, wzrost turystyki.

„Kiedy dotarli do stóp Rialto, spojrzeli na most przerażeni. Mrowisko, termity, osy. Zignorowawszy to spostrzeżenie, wzięli się pod ręce i patrząc pod nogi, ruszyli naprzód. (…) Serce Brunettiego biło szybciej; Paola wsparła się bezsilnie na jego ramieniu.

– Dłużej tego nie zniosę – wyznała i przycisnęła czoło do jego piersi. – Chcę, żeby w „Il Gazzettino” zamieścili nagłówek z informacją, że w mieście wykryto cholerę. Albo dżumę.

Komisarz pocałował ją w czubek głowy i zapytał:

– Mam się modlić o tsunami?

Poczuł poruszenie chichoczącej Paoli. Odsunęła się od niego i powiedziała zupełnie spokojnie:

-– Nie chcę niczego, co uszkodziłoby budynki”2.

Na ekranach widzę spełnione życzenie bohaterki.

Ograniczenia i zbyt dużo możliwości

W Polsce pierwszy przypadek zachorowania na COVID-19 ogłoszono 4 marca 2020 r., przez tydzień informowano nas o wdrażaniu odpowiednich procedur, ale nie wprowadzano żadnych ograniczeń. 10 marca w Poznaniu zamknięto szkoły, dla całej Polski uczyniono to dzień później. Zamknięto uczelnie wyższe, miejsca kultury, restauracje, wprowadzono ograniczenia w swobodnym poruszaniu się. Pojawiały się kolejne zakazy. Wraz z nimi jeden bardzo istotny nakaz – pozostania w domu i prowadzenia swojej działalności zawodowej zdalnie. Życie większości osób zostało sprowadzone do jednego wymiaru – rzeczywistości wirtualnej.

Pomimo tego, co napiszę poniżej, naturalnie zauważam dobre strony tej sytuacji – przede wszystkim mogę swoją pracę wykonywać zdalnie i nie zostałam odcięta od możliwości zarabiania. Doceniam także oczywiste możliwości komunikacyjne i pozytywne aspekty zanikania barier fizyczno-geograficznych – można być wszędzie, przenikać realnie zamknięte obszary i pojawiać się on-line z każdego miejsca, pamiętając, żeby zadbać o odpowiednią ścianę z książkami jako pożądane tło naszej teleobecności. Z pewnością to doświadczenie ujawnia nowe możliwości. Pokazało, że warto co jakiś czas sięgać po e-rozwiązania i tworzyć rodzaj hybrydowej edukacji – szczególnie na studiach3.

Jednak już od początku, gdy ilość czasu spędzana zdalnie zdecydowanie się zwiększała, w mojej głowie zainfekował się tytuł tekstu Wolfganga Welscha – Sztuczne raje? Rozważania o świecie mediów elektronicznych i o innych światach. Artykuł ten pochodzi z lat 90. XX w. Wobec zmian technologicznych to odległe czasy. A jednak pytanie, czy doświadczam właśnie swoistego sztucznego raju, nie opuszczało mnie i dodatkowo wywoływało narastający dyskomfort. Welsch podkreśla konieczność współistnienia kilku rzeczywistości4, nie neguje elektronicznych wpływów, pokazuje korelacje i powiązania pomiędzy medialnym i fizycznym światem. Z perspektywy dzisiejszych rozważań nad mediami, szczególnie internetem, tekst pozostawia niedosyt, jednakże gdy zarówno moje życie, jak i wielu ludzi wokół ograniczyło się do cyfrowej obecności i spłaszczonego doświadczenia, które można nieustannie powtarzać, odnalazłam się w słowach: „Wśród zawirowań mnożącego się elektronicznie świata staje się dla nas znowu ważna jednorazowość niepowtarzalnej godziny czy spotkania albo bezruch i szczęście spoczywającej ręki lub pary oczu. Przypomnijmy sobie samowystarczalną doskonałość i autonomię zwykłych czynności – spaceru, jedzenia, oglądania krajobrazu, a także samotności, pozbawionej mediów samotności z dala od maszynerii komunikacji”5. Odczuwam brak niezapośredniczonej samotności, jak też niezapośredniczonego fizycznego kontaktu.

Przenoszę to również na sztukę. Im bardziej „doświadczam” jej internetowego przejawiania się/obecności, tym bardziej potrzebuję fizycznego kontaktu – oglądania, słuchania, bycia w tej samej przestrzeni, czasami dotykania – zaspokojenia zmysłowych potrzeb ciała6.

Chociaż nie mam nic przeciwko żartom w sztuce, nie bawi mnie rekonstruowanie znanych obrazów z sobą w roli głównej czy zabawnie pokazywane niby-wystawy specjalnie przegotowywane na czas zamknięcia. Nie chcę przechadzać się po przygotowanych kolekcjach ani słuchać banalnych oprowadzań, których nie lubię w rzeczywistości, a wręcz nie znoszę w internecie. Naturalnie w niektórych przypadkach doceniam pomysłowość, lecz te działania to jedynie wielkie udawanie, to zastępstwo prawdziwego kontaktu. Mogą mnie zainteresować, ale nie zastąpią doświadczania sztuki7.

„Elektroniczna wszechobecność i kosmos wirtualnych możliwości powodują tęsknotę za inną obecnością, za niepowtarzalną obecnością tu i teraz, za pojedynczym zdarzeniem. Wobec doskonałej przejrzystości na nowo zyskuje znaczenie zawiłość, wobec elektronicznego świata jasności – nieprzejrzystość, wobec intelektualności procesorów – niezawisła ignorancja materii”8.

Zastanawia mnie konieczność tych działań. Czy nie można czasami po prostu zamilknąć? Rozumiem „bycie w obiegu”. Instytucje sztuki prawdopodobnie muszą coś robić, żebyśmy o nich nie zapomnieli, jednak gdy przez ponad dwa miesiące cały świat kultury ograniczył się do małego okna komputerowo-internetowego, ewentualnie zawsze obecnego telefonu, to gdy na koncie instagramowym Martina Creeda zobaczyłam czarne zdjęcie, poczułam ulgę. I w natłoku wielu bodźców je najbardziej pamiętam. Pustka i cisza. Nie chcę nawet dowiadywać się, o co naprawdę artyście chodziło, prawdopodobnie błędnie je odczytuję. Ale w swej ignorancji nie obchodzi mnie to. Dla mnie ten czarny pusty kadr był ciszą i zatrzymaniem się. Tak koniecznym w dzisiejszym świecie, również świecie sztuki.

Na marginesie, ale w centrum / obok, a jednak o tym samym

Na początku marca pojawiła się, wielokrotnie później przywoływana, wypowiedź słynnej trendsetterki Li Edelkoort, która wieszczy „kwarantannę konsumpcji” i w epidemii upatruje szans dla tworzenia nowego, spowolnionego i lepszego społeczeństwa9. Niestety, mam mniej optymizmu i mniejszą wiarę w ludzi. Myślę, że po chwilowym wymuszonym przestoju wrócimy radośnie do konsumowania wszystkiego i wszystkich bez opamiętania. W tym otaczającego nas środowiska.

19 kwietnia wybuchł pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Trwał on tydzień i zniszczył ponad 5 tysięcy hektarów unikalnych terenów. Obszar objęty pożarem to obok bogactwa przyrodniczego dom dla wielu gatunków ptaków. To wydarzenie przypadkowo pokazało nastawienie najwyższych władz i rozkład ich wartości.

„W piątek 23 kwietnia prezydent Andrzej Duda zapewniał, że straty w ptakach są nieliczne, ponieważ skąpe opady w połączeniu z wcześniejszą małą pokrywą śnieżną spowodowały, że w tym roku mniej ich gniazdowało w parku. I że jest to «dobra wiadomość»”10. O tej samej sytuacji Adam Zbyrut z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków mówił tak: „Prawda jest taka, że nie dość, że ptaki w Biebrzańskim Parku Narodowym doświadczyła susza, to te, którym udało się przystąpić do lęgów, dobił pożar. To tragedia, a nie dobra wiadomość”11.

Przywołany cytat wskazuje, jak wielka ignorancja panuje wśród rządzących. Pożar w połączeniu z koronawirusem ujawnia rozkład sił i wpływów. O ociepleniu klimatu, antropocenie mówi się od bardzo dawna. Znamy odpowiedzi polskich władz na wszelkie ekologiczne czy też po prostu zdroworozsądkowe ograniczenia. Badania naukowe nie wywołują kontrolowanego zatrzymania gospodarki. Koronawirus dokonał przymusowego zatrzymania. Taki chwilowy zastój oczywiście delikatnie w danym momencie wpłynie na środowisko, najczęściej pisze się o zanikania śladu węglowego na skutek zawieszenia lotów. Jednak gdy za chwilę powrócimy do „nowej normalności”, to czy znajdzie się w niej miejsce na troskę o środowisko?

Z jednej strony chcę w to wierzyć, z drugiej podzielam obawy ekologów, że po odmrażaniu gospodarki, w pogoni za rozwojem, miejscami pracy i potrzebą wzrostu zapomnimy o wyznaczonej granicy możliwych działań. Będziemy przecież nadrabiać stracony czas. Zapomnimy o znikających lodowcach, wysuszonych obszarach, zanikających gatunkach.

Pożar w Biebrzańskim Parku zniszczył przyrodę, pokazał ludzką solidarność, ale w bardzo namacalny sposób ukazał przede wszystkim ludzką głupotę – wypalanie traw, a także działania długofalowe, które spowodowały, że mieliśmy najcieplejszą od wielu lat zimę, a teraz wielką suszę. Pamiętajmy o działaniach człowieka. „Jak moglibyśmy zapomnieć o intensywnej deforestacji, wielkich pożarach i niszczeniu ekosystemów, o szkodliwych działaniach firm zanieczyszczających środowisko i niszczących bioróżnorodność? Jak moglibyśmy zapomnieć – teraz, gdy uwięzienie jest częścią naszej kondycji – o rzeszach ludzi zamieszkujących więzienia tego świata i tych, których życie rozpada się na kawałki, gdy mierzyć się muszą z murami i innymi rodzajami granic, czy to w formie niezliczonych check points rozsianych na wielu terenach, czy to na morzach, oceanach, pustyniach i wszystkim, co pomiędzy?”12

Powrót do sztuki – zamiast prognozy współbytowanie

Zadaniem tego tekstu miało być postawienie prognozy, co stanie się ze sztuką i kulturą po pandemii. Nie wiem i nabieram coraz większego przekonania, że wszelkie prognozowania są bez sensu. Przysłuchując się licznym debatom, czytając wypowiedzi, analizując teksty, zapewne powinnam zwrócić uwagę na sprawy finansowe, umowy śmieciowe, brak wsparcia ze strony państwa, pozostawienie artystów, ignorancję władz. Jednak o tym nie piszę. Nie uważam, że nie jest to ważne, bo jest, mówią o tym wszyscy. Na jednej z oglądanych debat usłyszałam gorzkie słowa Katarzyny Górnej „było źle, teraz jest tragicznie, będzie jeszcze gorzej”13 – to podsumowania powyższej problematyki.

Za chwilę będzie można otworzyć galerie i muzea. Czy czas pandemii nauczył nas czegoś? Czy wykorzystamy jego pojawienie się? Czy odwrotnie: radośnie i z wielką energią powrócimy do tworzenia kolejnych bardzo ważnych wystaw, kolejnych mądrych debat, a sztuka, nadrabiając czas, rozleje się w swojej wzniosłej niezależności. A przecież zdecydowanie przydałoby się świadome i odpowiadające zatrzymanie się.

„W międzyczasie następuje ten nagły zastój, nie tyle w historii, co w czymś, co nadal trudno jest zdefiniować. Ta wymuszona przerwa nie wynika z naszej woli. Pod wieloma względami jest ona i nieprzewidziana, i nieprzewidywalna. Potrzebujemy jednak dobrowolnej, świadomej i w pełni uzgodnionej przerwy, w przeciwnym razie później na niewiele będziemy mogli liczyć. Nastąpi tylko nieprzerwana seria nieprzewidzianych wydarzeń” – pisze, już raz przywoływany, kameruński filozof Achilles Mbembe14.

W sztuce takie zatrzymanie byłoby bardzo potrzebne. Na przemyślenia, podjęcie świadomych decyzji, pracy na rzecz środowiska, poszukiwania własnego miejsca i roli. Nie myślę tutaj o tym, żeby sztuka przybrała formy kolejnych wielkich spektakularnych projektów partycypacyjnych, nie chodzi także o sztukę z resztek czy zupełne zaprzestanie jej tworzenia. Piszę o zmianie postawy. Nie wystarczy poruszać ważne tematy, trzeba niezależnie od tego, o czym i co się robi, zauważać powiązania z otaczającym światem, przyjąć odpowiedzialność wynikającą ze ścisłego bycia w sieci zależnych powiązań. Donna Haraway robi to od wielu lat, a w książce Staying with the Trouble. Making Kin in the Chthulucene jasno pokazuje wzajemne powiązania i konieczne sojusze zawiązywane w celu przetrwania.

Sztuka może znaleźć tu swoje miejsce, podobnie jak artyści i artystki ją uprawiający, jednakże potrzeba otwartości nas wszystkich, również tych, którzy dzielą pieniądze, ludzi i światy. Chciałabym wierzyć, że czas pandemii czegoś nas nauczy i nie mam złudzeń, że nic się nie zmieni po ewentualnym chwilowym zawieszeniu. „Jeśli koronawirus w spektakularny sposób wyraża globalny impas całej ludzkości, to rozwiązaniem jest ni mniej, ni więcej, tylko przywrócenie zdolnej do zamieszkania Ziemi, bo właśnie ona każdemu zaoferuje życie, w którym możliwe będzie oddychanie. Chodzi więc o nasze odnowienie ze źródeł świata, by wykuć nowe światy. Ludzkość i biosfera są ze sobą połączone. Jedno nie ma przyszłości bez drugiego. Czy będziemy w stanie odkryć na nowo naszą przynależność do tego samego gatunku, nierozerwalną więź ze wszystkimi żywymi istotami? Oto jest, być może, pytanie”15.

Ale żeby tekst nie zakończył się tak pesymistycznie, postawmy jeszcze jedno pytanie: jakich kompetencji możemy oczekiwać od sztuki, kultury? Roman Pawłowski zapytał o to przed kilkoma laty Monikę Kosterę. Profesor zarzadzania humanistycznego odpowiedziała: „To może być uważność, to może być tożsamość, o którą chodzi Skandynawom, natomiast to może być również to, czym ja się zajmuję, czyli wyobraźnia. Wyobraźnia organizacyjna i w ogóle socjologiczna. Jest nam niezbędna we wszelkich dziedzinach życia, jest częścią nas. Tak się złożyło, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci ten obszar aktywności człowieka został prawie całkowicie stabuizowany. O wyobraźni mówić nie wolno, o wszystkim trzeba opowiadać racjonalnie. Wyobraźnia stała się synonimem czegoś niebezpiecznego, bardzo podejrzanego, czegoś, co trzeba prześwietlić, uregulować przepisami, rozliczyć; absolutnie nie wolno się tym zajmować, a już na pewno nie w zarządzaniu. Tymczasem wyobraźnia jest dzisiaj ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Jeżeli chcemy znaleźć ciekawszą przyszłość niż to, co mamy, musimy mieć wyobraźnię. Bez wyobraźni poddamy się walkowerem”16.

A wyobraźnia to domena artystów i artystek. Tylko kto będzie chciał otworzyć się na nieprzewidywalną wyobraźnię…?

Mimo wszystko liczę na to, że w przyszłym roku pojadę do Wenecji.


  1. Por. R. Rugoff, tekst kuratorski, Short Quide, La Biennale di Venezia 2019, s. 36. []
  2. D. Leon, Doczesne szczątki, przeł. M. Fedyszak, Warszawa 2020, s. 44. []
  3. Co do szkół podstawowych mam przemyślenia zaangażowanego rodzica, ale nie będę tutaj się nimi dzieliła. []
  4. Pomijam ważne kwestie ontologii tych rzeczywistości oraz powiązania tytułu z Baudelaire’owskimi sztucznymi rajami środków halucynogennych. []
  5. W. Welsch, Sztuczne raje? Rozważania o świecie mediów elektronicznych i o innych światach, przeł. J. Gilewicz, [w:] Studia kulturoznawcze – Problemy ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, red. A. Zeidler-Janiszewska, s. 186 []
  6. Pozostawiam bardzo ciekawy wątek ważności ciała, poruszany już przez Welscha i często przywoływany we współczesnej literaturze, a nabierający nowego ciężaru wobec wirusa. []
  7. Ze zdziwieniem odkryłam podobne stanowisko Karola Sienkiewicza w tekście Towary zastępcze, https://www.dwutygodnik.com/artykul/8897-towary-zastepcze.html [dostęp: 5.05.2020]. []
  8. W. Welsch, op. cit., s. 184. []
  9. https://www.dezeen.com/2020/03/09/li-edelkoort-coronavirus-reset/  [dostęp: 24.04.2020]. []
  10. R. Jurszo, Minister środowiska ogłosił: „Dobre wieści, pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego ugaszony”, https://oko.press/pozar-biebrzanskiego-parku-narodowego-ugaszony/ – [dostęp 10.05.2020]. []
  11. Tamże. []
  12. A. Mbembe, Powszechne prawo do oddychania, przeł. O. Byrska, blog na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, https://ello.co/msnhomeoffice/post/ez6w7cz4zfniudo4qgp-sq [dostęp: 8.05.2020]. W przypadku wycinki lasów warto przywołać realizację Agnieszki Polskiej The Demon’s Brain, wraz z katalogiem, w którym znalazły się artykuły poświęcone temu zagadnieniu, Hamburger Bahnhof, Berlin 2018/2019. []
  13. Produkcja czy przetrwanie, debata w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 29.04.2020 https://www.facebook.com/MuzeumSztukiNowoczesnej/videos/produkcja-czy-przetrwanie-debata/228233598406394/ [dostęp: 1.05.2020]. []
  14. A. Mbembe, op. cit. []
  15. Ibidem. []
  16. R. Pawłowski, #przyszłość. Bitwa o kulturę, „Założymy kłączowe organizacje” rozmowa z M. Kosterą, Warszawa 2015, s. 117. Warto zestawiać te słowa ze współczesnymi teoriami sztuki, na przykład teorią użytkowania Stephena Wrihgta. []

Avatar photo
Justyna Ryczek

Justyna Ryczek, wykładowczyni akademicka, ukończyła filozofię na UAM w Poznaniu, pracuje na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Autorka książki „Piękno w kulturze ponowoczesnej” oraz licznych tekstów naukowo-krytycznych. Interesuje się sztuką współczesną, szczególnie jej obecnością w przestrzeni publicznej oraz powiązaniami z innymi dziedzinami, w tym: etyką, kulturą popularną, życiem codziennym, nowymi mediami. Zajmuje się krytyką artystyczną. Redaktor naczelna „Zeszytów Artystycznych”.