Mateusz Bieczyński w rozmowie z Tomaszem Łęckim, dyrektorem Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Gościem Czytelni poznańskiego Artweeka jest Tomasz Łęcki, dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu. Dzień dobry.

Mateusz Bieczyński (MB): Dzień dobry.

Tomasz Łęcki (TŁ): Dzień dobry.

MB: Muzeum narodowe jest obecnie w trakcie realizacji wielkiego projektu wystawy „Kenya Harra. Japońskie projektowanie graficzne”. Jest to autorska wystawa jednego z najbardziej uznanych na świecie projektantów, który między innymi może być znany szerokiej publiczności jako dyrektor kreatywny firmy MUJI, ale także autor książek łączących design z filozofią życia. Można by zapewne długo o tym artyści opowiadać. Zachęcamy do odwiedzenia strony Muzeum Narodowego w Poznaniu, aby dowiedzieć się więcej, a dzisiaj chciałem przede wszystkim zapytać na początek, co było największym wyzwaniem przy realizacji tak rozległego projektu?

TŁ: Zachęcać możemy do odwiedzenia strony internetowej Muzeum, choć już wiadomo, że za chwilę będzie ona zmodernizowana i się bardzo zmieni. Mam nadzieję, że będzie bardziej funkcjonalna, też taka dostosowana do obecnych wymagań… Wróćmy jednak do Hary. Organizacja jego wystawy to rzeczywiście wielka przygoda. Jest to człowiek formatu światowego. Poza tym jest coś takiego w nas, do końca nie wiem jakie są tego przyczyny, że Polacy niezwykle interesują się Japonią i to nie tylko zainteresowanie profesjonalistów. Jest jakaś otwartość, jakiś sentyment, jakaś fascynacja. Chyba zresztą to działa i w drugą stronę, bo kiedy Kenya Hara przyjechał do nas miałem możliwość obserwować w jaki sposób reaguje on na muzykę Chopina. To jest coś nieprawdopodobnego. To było wielkie przeżycie. Okazało się, że jest ta muzyka jemu i jego zespołowi dobrze znana. Ale wracając do pytania, tak więc organizacja wystawy to wielka przygoda. Dlaczego? Dlatego, że oczywiście „polska szkoła plakatu” należy do tych szkół najważniejszych, najważniejszych szkół plakatu na świecie i to nie jest tylko nasze przekonanie, tylko rzecz oczywista także w innych krajach. Nagroda Jana Legnicy przyznawana od wielu lat, od ćwierćwiecza, w naszym muzeum jest jedną z najcenniejszych nagród w świecie. Chyba specjalnie nasze środowisko, czy też sam Poznań nie docenia albo nie dość docenia rangę tej nagrody. Tym razem jednak po raz pierwszy w jej historii mieliśmy do czynienia z laureatem spoza Europy, z Japończykiem. Tych „po raz pierwszy” było przy tej okazji zresztą dużo więcej. Nie tylko, że po raz pierwszy Japończyk, ale także człowiek, dla którego Poznań miał szczególne znaczenie. Pierwsza duża zagraniczna wystawa artysty miała miejsce przed laty w Poznaniu, w Miejskiej Galerii Arsenał. Jej organizatorem był Zdzisław Schubert, wieloletni pracownik Muzeum, kurator galerii i twórca kolekcji plakatu. On również i tym razem był takim dobrym duchem tej wystawy. Choć jako senior jest on emerytowanym już pracownikiem, to w dalszym ciągu z dużym zaangażowaniem żyje sprawami muzeum. To naprawdę jest to wspaniały człowiek. Obu panów, Schuberta i Harę łączy serdeczna przyjaźń, co było widoczne na otwarciu wystawy. Dla Hary Poznań to nie jest zatem przypadkowe miejsce.

MB: Warto wspomnieć o tym, że ten plakat, który wisi na fasadzie Muzeum Narodowego w Poznaniu, wygrał w 2019 roku organizowany przez Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu konkurs „Ideografia” zorganizowane z okazji stulecia stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Japonią. I ten powrót Kenya Harry do Poznania ma zatem również dla Uniwersytetu ma ogromne znaczenie.

TŁ: Oczywiście, jest jeszcze jedna istotna rzecz. Po raz pierwszy w konkursie im. Lenicy laureat jest autorem i projektantem ścisłe nadzorującym realizację wystawy. Wystawa jest integralnym elementem nagrody dla laureata Konkursu im. Jana Lenicy, ale tym razem to Muzeum Narodowe miało szczególnie ciekawe zadanie. Zespół Muzeum pracował bezpośrednio z artystą i tutaj oczywiście zaistniało wiele różnych okoliczności, o których kurator lub członkowie zespołu przygotowującego i realizującego projekt mogliby opowiedzieć. Z jednej strony mamy odległość i różnicę czasową, ponieważ eksponaty były produkowane w Japonii i sprowadzane do Polski. Musieliśmy pokonać odległość międzykontynentalną. Nawet samo komunikowanie się w różnych strefach czasowych było wyzwaniem. Musieliśmy się dostosować do tych warunków i różnic kulturowych, które wiele nas nauczyły. Na przykład, gdy Japończycy poprosili nas o dokładną inwentaryzację przestrzeni wystawienniczej oraz precyzyjne informacje na temat oświetlenia, czego wcześniej nie uważaliśmy za niezbędne musieliśmy ją wykonać. To wymagało precyzji, ponieważ my jako pracownicy muzeum, mieliśmy wiedzę na temat takich rzeczy. To dla nas oczywiste. Jednak w Japonii przecież niekoniecznie. Współpraca pozwoliła więc na odkrycie różnic kulturowych i etosu pracy, a także zaowocowała wykonaniem dokładnej inwentaryzacji. To wszystko wyszło w trakcie procesu przygotowawczego. Także obecność samego artysty na wernisażu i w pierwszych dniach wystawy były ważne. Byliśmy pod wrażeniem jego spokoju i odpowiedzi na nasze propozycje spotkania się z publicznością, podpisywania katalogów i przekraczania ustalonych wcześniej terminów. Jego stoicyzm i zdrowy spokój były niezwykle ważne, niezwykłe wręcz. Potwierdzało to, że jego twórczość jest autentyczna i wiarygodna. Czasami zastanawiamy się, czy to, co artyści robią, jest jedynie kreacją oddzieloną od ich osobowości. Jednak w tym przypadku było to niezwykłe doświadczenie, które potwierdziło autentyczność jego sztuki.

MB: Na wystawie prezentowane były wybrane przez artystę plakaty oraz inne realizacje wydawnicze, które powstały od lat 90. XX wieku do dzisiaj. Wśród nich znalazły się także projekty specjalnie przygotowane na wystawę w Poznaniu. Jestem przekonany, że dla wszystkich uczestników otwarcia było to niezapomniane przeżycie. Czy mógłby Pan jako dyrektor poznańskiego Muzeum, podzielić się jakąś osobistą refleksją związaną z tym spotkaniem z artystą? Na pewno miał Pan możliwość wymienić się z nim uwagami i porozmawiać na osobistym poziomie.

TŁ: Oczywiście, zanim artysta przybył, jego grupa z Nippon Design była już obecna. Było interesujące zauważyć, że byli to ludzie, którzy pracowali do późnych godzin nocnych, tak jak to często ma miejsce w Japonii. Widziałem ich ogromną koncentrację i zaangażowanie we wszystkie szczegóły. Dążyli do tego, aby efekt końcowy był zgodny z zamierzeniem Mistrza. Obserwowanie młodych, oddanych swojej pracy ludzi było niesamowitym doświadczeniem. Kiedy Mistrz wreszcie przyjechał, nie było zbyt wielu rozmów. Przeszedł po wystawie, nie mówiąc wiele, a oni go obserwowali. Na końcu stwierdził, że to jest to, co zamierzał, co wywołało ulgę wśród wszystkich. To było momentem, kiedy ogromne napięcie, które towarzyszyło także moim współpracownikom, zaczęło się rozładowywać. Czuli oni ogromną odpowiedzialność i obawy, czy sprostają oczekiwaniom Hary. Ale gdy Mistrz wziął katalog do ręki i stwierdził, że jest on na najwyższym poziomie, to było ogromne wyróżnienie dla moich współpracowników. To są obserwacje związane z naszą kulturą pracy i relacjami. Nie ma w nich nic wyniosłego.

Oczywiście, w Azji, a zwłaszcza w Japonii, istnieje szacunek dla autorytetu oraz wyraźnie zarysowana hierarchia. U nas nie jest to tak wyraźne. Może na Uniwersytecie jeszcze profesor ma swoje znaczenie. Ta hierarchia nie jest jednak sztuczna, nie ogranicza jednostki, ale organizuje i usprawnia funkcjonowanie społeczności. Było to wyraźnie widoczne podczas przygotowywania wystawy. Jeden krótki komentarz czy konsultacja Kenii Hary spowodowały ogromną satysfakcję dla jego współpracowników, ale także dla moich współpracowników.

Z artystą mieliśmy również okazję spotkać się poza muzeum. Oczywiście w tych rozmowach wykluczyliśmy temat wystawy. Rozmawialiśmy dużo o tematach bieżących. Pamiętajmy, że Japonia nie podpisała aktu zakończenia II wojny światowej z Rosją. W dalszym ciągu istnieje tam spór terytorialny. Japończycy obserwują sytuację w Ukrainie oraz w Polsce, która bezpośrednio jest zaangażowana w ten konflikt. Oczywiście nie, nie, nie wprost militarnie, ale przecież całą swoją polityką, całym swoją postawą. No więc zdecydowanej większości Polaków zaangażowana, więc o tym rozmawialiśmy.

Dyskutowaliśmy także o tym, czym tak naprawdę jest Korea Północna dla Japonii i jakie są jej charakterystyczne cechy. Dla nas jest to egzotyczne państwo, podczas gdy dla nich jest to aspekt bezpośredniego sąsiedztwa. Omawialiśmy również rolę Stanów Zjednoczonych. Hara podchodzi do tych spraw w sposób bardzo wyważony, jak w przypadku Tajwanu uważając, że konflikt ten powinien być rozwiązany drogą dyplomatyczną i nie powinien być eskalowany.

Ale najbardziej interesujące było słuchanie co Hara ma do powiedzenia o naszej, polskiej rzeczywistości. Artysta jest bardzo zainteresowany tym co się u nas dzieje i okazał się bardzo dobrze zorientowany. Hara wspominał m.in. o tym, że w przeszłości, gdy był w Poznaniu odwiedził jakiś zniszczony pałac. Mówił, że był w złym stanie, więc zastanawiam się, co mogło mu być. Okazało się, że chodziło o Rogalin. Dlatego przy najbliższej okazji pokażemy mu już nie ten zaniedbany obiekt, ale taki, który jest w rozkwicie. Jest on obecnie w świetnym stanie po przeprowadzonych modernizacjach i renowacjach sprzed około 10 lat. Jest to również ważne miejsce i atrakcja turystyczna. Pełni funkcję muzeum i rezydencji, ale ma również pewne przesłanie związane z polityką międzynarodową. Na przykład niedawno odbyło się tam spotkanie ministrów ds. spraw europejskich Trójkąta Weimarskiego, którzy dyskutowali o możliwościach współpracy.

Hara wspominał również przyjaźń łączącą go ze Zdzisławem Schubertem. Także spotkanie z Kenią Herą jest niezwykle ciekawą okazją do tego, żeby zobaczyć jak relacje międzynarodowe łączące Polskę z Japonią Poznań z Japonią w dalszym ciągu kwitną.

MB: Przypomina mi się w tym kontekście pewna opowieść niegdysiejsza o Waldemarze Świeżym, który razem z japońskim plakacistą Shigeo Fukudą przemierzał ulice Tokio. Ani jeden, ani drugi nie mówił językeim, w którym towarzysz również byłby biegły. Aby się porozumieć rysowali sobie na przykład to, że chcą iść coś zjeść, wskazywali pomysły dokąd pójść, ale także rysowali sobie wspomnienia z dzieciństwa. Bardzo dobrze się podobno rozumieli i świetnie bawili, co zaowocowało przyjazdem japońskiego Mistrza do Poznania. Dzisiaj się to trochę powtarza. Troszeczkę w innym układzie personalnym, ale myślę, że z równym zrozumieniem i równą intensywnością. Wróćmy jednak na chwilę jeszcze do wystawy i do jej procesu produkcji, bo widz, który wchodzi na wystawę, może być oszołomiony tą właśnie precyzją wykonania. Gdy wchodzi na wystawę dostaje taki produkt gotowy, czyli coś, co może się wydawać proste i łatwe, bo właśnie jest tak świetnie podane. Tymczasem osiągnięcie takiego efektu wymagało ogromnego nakładu pracy i starań. Proszę powiedzieć, były jakieś wyzwania, na przykład logistyczne, o których warto wspomnieć? Proces budowy wystawy takiej jak ta zawsze skrywa tajemnice warsztatu, których widz nie jest świadomy wchodząc do Muzeum. Co moglibyśmy zdradzić niejako „od kuchni”?

TŁ: Pierwsza sprawa to przestrzeń. Nasze muzeum dysponuje właściwie niespotykanymi w Polsce, jeżeli chodzi o muzea, przestrzeniami wystawienniczymi. Są to przede wszystkim dwa wielkie hole, a w przypadku wystawy kluczowe znaczenie miał jeden z nich – tak zwane patio nowej części budynku. Pomieszczenie to ma ogromne rozmiary. Tworzy to pytanie o to w jaki sposób w takich warunkach wyjściowych zorganizować wystawę projektów graficznych? Gdy się wiesza w tym miejscu Abakany, to świetnie, prawda? Wszelkie przestrzenne instalacje można pokazać w pełnej krasie. Nieco inaczej sprawy się mają, jeśli chodzi o plakat. Pokazanie projektów Hary bez pomysłu na miejsce prezentacji mogłoby bowiem zakończyć się ich zaginięciem w skali albo stworzeniem przestrzeni jak na targach, np. przez nabudowywanie ścianek, żeby pokazać poszczególne obiekty. Plakaty na tych ścianach poginęłyby. W odpowiedzi na tą sytuację stworzono formę ekspozycji, której w naszym Muzeum jeszcze nie było, a przynajmniej ja podobnej wcześniej nie widziałem. Nie wiem czy kiedykolwiek miał okazję patrzeć na projekty Hary z tej perspektywy, czyli w dół. Zastosowane ekspozytory są wprawdzie ustawione pod lekkim kątem, ale znajdują się poniżej linii bioder osoby o średnim wzroście. Mało tego, w kolejnym pomieszczeniu, tzw. łączniku pomiędzy starym i nowym budynkiem postumenty, na których prace umieszczono są jeszcze niżej, niemal zupełnie płasko, na wysokości kilkunastu centymetrów. Z dzisiejszej perspektywy mogę jednak powiedzieć, że to nie jest jakaś ekstrawagancja. To zostało przemyślane. Moi współpracownicy, a przy okazji ja odkrywaliśmy to w trakcie pracy koncepcyjnej nad aranżacją wystawy. Gdy przyszły pierwsze pomysły, to trochę byliśmy zszokowani, bo to wykracza poza pewną klasyczną ekspozycję.

Kenya Hara prezentuje swoją twórczość oszczędnymi środkami, ale też docenia przestrzeń. W tak wielkiej sali holu znalazły się obiekty, które nasycają tę przestrzeń, ale jej nie przesłaniają. A jednocześnie, na tej wielkiej ścianie Hara zdecydował się umieścić ogromny baner, taki mega billboard. Jest to w jednym kawałku wydrukowany obraz złożony specjalnie na podstawie dwóch plakatów, których tematem jest horyzont. Znajduje się tam również mała postać człowieka w otoczeniu… nie wiem, czy to nazwać pustką, a więc powiem w otoczeniu przestrzeni właśnie. To nie jest pustka. To jest raczej przestrzeń niezakłócona inwazją jakichkolwiek dodatkowych bodźców. Oddaje pewien nastrój kontemplacji, obserwacji właściwych proporcji pomiędzy wszechświatem lub co najmniej światem, a człowiekiem. I rzeczywiście, gdyby sobie wyobrazić, co znaczy ten kontakt, to myślę, że to rodzaj kontrastu czy też pewnego zestawienia ogromnej ilustracji na tej wielkiej ścianie z uliczkami tworzonymi przez przejścia między poszczególnymi ekspozytorami. Świetnie harmonizuje to z bocznym pomieszczeniem, na którym artyście bardzo zależało. To co tam można z kolei zobaczyć, to też jest doświadczenie nie takie częste. Może już nie takie zupełnie niespotykane, aby książki były dostępne dla widza, aby można było po nie sięgać. To ważne nie tylko, aby przełamać rutynę oglądania, ale także, aby móc dotknąć; aby móc spotkać się z papierem. Hara nie projektuje bowiem w komputerze, ale ręcznie, a następnie oddaje swoje szkice specjalnemu współpracownikowi, który przenosi jego pomysły w świat cyfrowy. Pokazanie ręcznych rysunków pozwala zatem na kolejne zachwycające odkrycia. Wystawienie takiego projektu w odręcznych szkicach, ręcznie rysowanych koncepcjach na jednej ze ścian pomieszczenia, w głębi naszej wystawy, też jest dla niego pewnym nieczęsto realizowanym pomysłem.

Oczywiście, przy tworzeniu wystawy było mnóstwo problemów technicznych, a także komunikacyjnych. Należało sprawdzać, czy my rozumiemy dobrze ich, a oni zadawali pytania, które nie powinny nas irytować, choć dotyczyły szczegółów. Zadawano jest w sprawach zupełnie wydawałoby się podstawowych, a to dlatego, że przecież projektowanie odbywało się z Japonii. Oni tutaj na miejscu tego nie wykonywali. Ostatecznie jak można się przekonać odwiedzając wystawę, wszystko się udało. W tej chwili zatem najbardziej nam zależy, żeby z tej wielkiej pracy, z tego wielkiego wysiłku i z tej niezwykle precyzyjnie przygotowanej wystawy, a także z tego ogromnego doświadczenia Kenya Hary oraz jego środowiska, jego myśli, jego filozofii, zawartej w twórczości, żeby jak najwięcej osób skorzystało. Zależy nam na frekwencji, ponieważ taka wystawa w Poznaniu, w Polsce, nieprędko się może powtórzyć.

MB: Wystawa jest dostępna cały czas, ale do kiedy można ją oglądać?

TŁ: Do 30 lipca.

MB: Zapraszamy na wystawę, ale oprócz tego możemy zaprosić na wydarzenia specjalne, które przed nami. Jakie to wydarzenia?

: Udało nam się przekonać Mistrza, aby oprócz pojawienia się na początku odwiedził wystawę ponownie na samym początku czerwca. Mogę już zaprosić na dwa spotkania z nim, które odbędą się 1 oraz 3 czerwca w Muzeum Narodowym w Poznaniu, w sali baroku, czyli poza samą wystawą czasową. Zakładamy, że będzie duża frekwencja i chcemy, aby każdy wykład odbył się w dobrych warunkach. Myślę także, że będzie możliwość, aby na chwilę wymienić parę słów z Mistrzem, uzyskać cenny wpis do katalogu albo podpis pod plakatem. To jest chyba najważniejsza sprawa. Przy takiej wystawie i takim artyście dwukrotny pobyt i możliwość spotkania się z nim dla każdego odwiedzającego nasze muzeum to na pewno wielka gratka. My się z tego bardzo cieszymy, że dał się on do tego przekonać. Oczywiście na co dzień zarówno pani Anna Konwent Grabowska, jak również nasz zespół oferuje zgodnie z programem, który publikujemy, różne wydarzenia towarzyszące ściśle związane z designem, takie jak np. oprowadzania, z których warto korzystać. Pozwalają one dostrzec to, czego widz być może na pierwszy rzut oka się nie dostrzeże. Na wystawie są przecież nie tylko plakaty, ale także wspomniana książka, ale też produkty użytkowe oraz wzornictwo. Są tam piękne butelki oraz inne przedmioty codziennego użytku zaprojektowane w niezwykle wyrafinowanym, ale jednocześnie praktycznym i oszczędnym stylu.

MB: Powtórzę zatem jeszcze raz, zapraszamy na spotkanie z artystą do Muzeum Narodowego 1 czerwca o godzinie 18:00 i 3 czerwca o godzinie 10:30. Czy liczba miejsc na te eventy jest ograniczona? Czy każdy, kto będzie chciał wziąć udział w spotkaniu z Harą może liczyć na to, że mu się uda?

: W samej sali, w której spotkanie się odbędzie liczba miejsc jest niestety ograniczona, ale nie mała, bo to jest przynajmniej 200 osób. Planujemy jednak nagłośnienie oraz transmisję w przestrzeni wystawy. Tak więc nawet osoby, które albo nie dostaną się, albo które przyjdą później, albo które nie zorientują się, że takie spotkanie jest, a będą na wystawie, to będą słyszały cały przekaz z pomieszczenia, w którym się ono odbywa.

MB: Miałem możliwość uczestniczenia w otwarciu wystawy, słuchaniu artysty, podążaniu za nim ścieżką wyznaczoną przez logikę ekspozycji i mogę z pierwszej ręki powiedzieć, że jest to niesamowite doświadczenie. Niech nas zatem nie zwodzi ta precyzja i nieco surowa dbałość o każdy element, bo równie dużą wagę przykłada on do kontaktu z publicznością. Zapraszamy zatem na wydarzenia towarzyszące. Gratuluję panu Dyrektorowi i całemu zespołowi Muzeum Narodowego świetnego działania, które którego owocem jest ta wspaniała wystawa.

TŁ: Dziękuję bardzo za rozmowę.


Festiwal Poznań Art Week 2023 „Lokalnie” został sfinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „Interwencje 2023” oraz ze środków Urzędu Miasta Poznania.

edycja 2023podcast

Avatar photo
Mateusz M. Bieczyński

Prawnik, historyk sztuki, kurator wystaw, krytyk artystyczny, autor publikacji, biegły sądowy z zakresu prawa autorskiego i sztuk wizualnych. Autor opracowań monograficznych na temat prawnych uwarunkowań życia artystycznego. Kurator wystaw oraz redaktor katalogów artystycznych w Polsce i za granicą. Publikował na łamach wielu czasopism artystycznych, m.in. Arteon, Art & Business, Format, Kwartalnik Fotografia, Obieg.pl. Łącznie opublikował ponad 100 artykułów i wywiadów.