Rozmowa Zuzanny Knapik z Mateuszem Piestrakiem i Krzysztofem Mętlem

Pani Domu

Zuzanna Knapik: Na stronie internetowej nie ma opisu, statutu galerii. Rozumiem, że jest to zabieg celowy, dodający tej charakterystycznej tajemniczości. Ale czy macie może jakieś określone cele, misje, które zostają spełnione poprzez odbywające się w Pani Domu wystawy?

Pani Domu: Cele i misje to chyba ostatnie rzeczy, które moglibyśmy pomyśleć w kontekście prowadzenia Pani Domu. Zapraszamy artystów, których sztuka nas interesuje. Goście, wernisaże, oprowadzania – to wszystko jest raczej drugorzędne.

ZK: Miejsce, w którym znajduje się galeria jest wynajmowane, co zawsze wiąże się z ryzykiem wypowiedzenia umowy przez właściciela – jak daleko obecnie wybiegają plany wystawiennicze Pani Domu? 

PD: Od samego początku nasze plany, a częściej pomysły lub wyobrażenia o kolejnych wystawach wypełniają około 12 miesięcy. Kiedy zdarzają się przesunięcia mniejsze lub większe, przyjmujemy je z dużym spokojem. Działamy poza jakimkolwiek sformalizowanym systemem i chętnie korzystamy z tego przywileju.

ZK: Czy sztuka goszczona w Pani Domu jest objęta jakimiś niepisanymi ramami, ograniczeniami? Czy jest jakiś rodzaj sztuki, jakiś styl, nurt, którego nie chcielibyście w niej pokazać? Czy może jedynym warunkiem jest przypadnięcie jej waszym gustom?

PD: Przypadnięcie gustom zakrawa na pewien kaprys. Dużo rozmawiamy o tym wszystkim, jest sporo racji i argumentów które trzeba zważyć. Niemniej rzeczywiście są pewne – jak to określiłaś – jakieś style i nurty, którym mówimy zdecydowane “nie”. Jakie? Nie musimy o tym mówić. (śmiech!)

ZK: Kto częściej wychodzi z propozycją wystawy: artyści czy wy? Czy są to głównie znajomi, czy także zupełnie obce osoby?

PD: Zazwyczaj zapraszamy artystów, choć przyjęliśmy kilka projektów, które nadesłano do nas. Co do więzi i relacji, wypada to dosyć naturalnie, że zaczynamy różne przedsięwzięcia z tymi, których znamy, nawet jeśli tak tylko z widzenia. Na szczęście gościliśmy kilku zupełnie nieznajomych i zrobienie wystawy możemy polecić jako doskonałą platformę poznania.

ZK: Jakie są ograniczenia tej przestrzeni, które najbardziej was denerwują?

PD: Nic nas nie ogranicza i nic nie denerwuje! (śmiech) No dobra, szanujemy wszelkie ograniczenia naszej przestrzeni i staramy się je doceniać.

ZK: W rozmowie z Tomkiem Pawłowskim-Jarmołajewem z Magazynu SZUM, wspomnieliście zdanie Jana Cybisa : ” Nie piszcie manifestów, niech to zrobi za was historyk sztuki, a wy po prostu róbcie” przy temacie programu. Czy to zdanie jest jeszcze aktualne? Można uznać to za wasze 'motto’?

PD: Jako absolwenci opolskiego plastyka, którego patronem jest Cybis, jesteśmy dozgonnie zobowiązani do cytowania jego słynnych dzienników. Co do manifestu, jak dotąd nie mieliśmy potrzeby spisywania naszych założeń. Działamy intuicyjnie, sami próbując zrozumieć swoje wybory. Naszym celem jest pokazywanie sztuki, która nam się podoba oraz współpraca z osobami twórczymi, których działalność cenimy. Tylko tyle, i aż tyle. Robimy to dla własnej przyjemności, ale też przyjemności artystów, którzy w Pani Domu mogą “po prostu robić” i pokazywać swoją sztukę w komfortowych warunkach.

ZK: Wspominaliście, że ta tajemniczość, ukrycie Pani Domu jest głównie spowodowane tym, by przychodzili tu tylko zaufani ludzie, którzy faktycznie sztuką się interesują. Jaki jest według was idealny odwiedzający? i czy faktycznie jest ich najwięcej?

PD: Jak wszyscy dobrze wiemy, ideał nie istnieje! (śmiech) 

Nie interesuje nas utrzymywanie aury tajemniczości czy poczucia ekskluzywności. Unikamy natrętnej promocji wierząc, że osoby rzeczywiście zainteresowane poznańską sceną artystyczną trafią do nas bez trudu. Idealna osoba odwiedzająca to taka, która potrafi samodzielnie odnaleźć informację o godzinach otwarcia wystawy – inne czynniki nie mają znaczenia (śmiech). Każdy przeżywa kontakt ze sztuką w inny sposób, nie mamy wobec tego żadnych oczekiwań.

ZK: Czy któraś wystawa w Pani Domu była waszą ulubioną?

PD: Tak, chyba mamy kilka wystaw, które wspominamy wyjątkowo ciepło. Jednocześnie jesteśmy przekonani, że takie wystawy są też przed nami. Ze szczególnym sentymentem wspominamy wystawę Tomka Barana (z udziałem Łukasza Podgórniego) – praca nad tamtą wystawą była pełna zaskoczeń i zwrotów akcji, a efekt końcowy był niezwykle klimatyczny. To była świetna współpraca.

Jak dotąd, nie zdarzyło nam się żadne poważniejsze rozczarowanie – jesteśmy dumni z każdej wystawy, która się u nas odbyła.

ZK: Czy możecie trochę zdradzić o nadchodzącym wydarzeniu?

PD: 10 maja otwieramy wystawę Konrada Kuzyszyna, którą przygotowuje ze wsparciem technicznym Marcina Kozłowskiego. Bardzo cenimy twórczość Konrada oraz jego wnikliwe podejście do pracy. Na razie wiemy tyle, że szykuje się nam skomplikowany montaż, ale takie właśnie lubimy najbardziej.