Z Bogusiem Janiszewskim i Maxem Skorwiderem rozmawia Mateusz M. Bieczyński

M.B.: O czym jest wasza książka?

B.J.: Jest to książka o wirusie i naszej z nim intymnej relacji. Czyli nie o nim samym tylko o relacji z nim i stosunku wobec niego…

M.S.: Nasza książka jest ogólnie o tym, co się przyczyniło do jej powstania – o wirusach. Przede wszystkim chodzi o zrozumienie tego jak wirus powstaje, jak się rozwija i jak się go pozbyć. Pytanie o to czym wirus jest… Opowiada także o systemie immunologicznym – obronnym. Rozróżnia czym jest wirus a czym są bakterie.

B.J.: Tak się bowiem składa, że zdaniem niektórych naukowców wirusy są jednym z najbardziej powszechnych i różnorodnych „bytów” w świecie przyrody. Mówię „bytów”, bowiem wirus jest – według tychże naukowców – czymś co nie żyje. My go przedstawiamy głównie jako jakąś siłę sprawczą, czynnik, który jest aktywny – jako atakującego, zarażającego, rozprzestrzeniającego się – a tymczasem to nie jest forma życia. To jest tak naprawdę pewna forma informacji, która może wejść w interakcję z organizmem żywym i dokonać w nim spustoszeń. Może także przekształcać – o dziwo – zgodnie z oczekiwaniami człowieka, np. wirusy wykorzystuje się do modyfikacji roślin. Tulipany, które są chore według hodowców wyglądają lepiej, bowiem przyjmują inną od naturalnej charakterystykę. Wirus to zatem przede wszystkim doświadczenie, które dotyka wszystkich stworzeń. Człowiek nie jest w tym zakresie wyjątkiem.

M.B.: Czy publikacja stanowi odpowiedź na aktualną sytuację?

B.J.: Ach, gdzie tam! (śmiech) Tak! Zdecydowanie! Książka stanowi odpowiedź na coś nowego, co się pojawiło i dotyczy wszystkich. Faktycznie jest ona rodzajem odpowiedzi. Jednakże, gdy przystąpiliśmy do jej pisania i rysowania nie do końca zdawaliśmy sobie jeszcze sprawę z tego, jak silnie to „coś” będzie na nas oddziaływało…

M.S.: Nie wiem, czy książka jest odpowiedzią czy raczej próbą poszerzenia naszej i czytelników wiedzy o tym czym jest wirus. Wirusy bowiem nie są – wbrew temu co się dzisiaj sądzi – czymś nowym. Towarzyszą one ludzkości od samego początku.

B.J.: Skoro wirusy są czymś powszechnym, to poprzez stworzenie tej książki chodziło nam przede wszystkim o to, aby uspokoić naszych małych czytelników. Wychodzimy bowiem z założenia, że gdy nabywamy wiedzę to nas to uspokaja. Gdy nabywamy wiedzę to stajemy się bardziej świadomi zagrożeń, a przez to mniej się ich boimy, lub inaczej – nasz strach jest bardziej racjonalny. W tym sensie celem książki jest oswojenie opisywanego w niej tematu.

M.S.: Sposobem na to oswojenie jest personifikacja wirusa. Taka strategia pozwala na jego „przybliżenie” odbiorcy. SARS-CoV-2 jest zatem inspiracją napisania książki. Pomysł na jej opracowanie jest dodatkowo umotywowany brakiem podobnego opracowania na polskim rynku wydawniczym. Stworzyliśmy zatem książkę, którą sami chcielibyśmy przeczytać. Objaśniamy w niej w prosty sposób czym jest wirus. SARS- CoV-2 jest głównym bohaterem. Pokazaliśmy różne sytuacje związane z epidemią. Jest zatem zarówno sytuacja z Wuhan, jak również personifikacja wirusa, który podróżuje do innych krajów. Przedstawia to zarówno tekst, jak i ilustrujące go rysunki

B.J.: Trzeba jednak podkreślić, że nie jest to pozycja instruktażowa mówiąca dzieciom o tym,  jak myć ręce. Musimy się w tym miejscu odżegnać od prostej dydaktyki. Nie o nią tu bowiem chodzi. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku naszych wcześniejszych publikacji nie chcemy opisywać i rysować prostych, oczywistych sytuacji, ale wyjaśniać problem.

M.S.: Wirusy są małe. W jednej główne szpilki mieści się ich nieprawdopodobnie wielka liczba. Przekracza to nasze pojęcie. W rozumieniu przeszkadza nam skala, dla której brak nam miarodajnych punktów odniesienia. Spersonifikowanie wirusa w opisywanych historiach oraz wsparcie tekstu rysunkami pozwala przezwyciężyć problem wynikający z faktu, że wirusów nie widać i nie czuć. Taki opis – słowny i rysunkowy – stanowi odpowiedź na jego efemeryczność, ulotność.

Odpowiadając na pytanie czy książka jest odpowiedzią na aktualną sytuację warto jeszcze wspomnieć o takim związku książki z sytuacją, że sytuacja ta była dla nas istotnym impulsem do jej napisania; dała nam swoistego kopa i zafundowała czas na spokojną pracę w domowym zaciszu. Proces twórczy miał sam w sobie coś z remedium. Pozwalał w jakimś stopniu na oswojenie się z nową sytuacją, na jej przerobienie w sensie poznawczym.

M.B.: Do kogo książka jest skierowana?

M.S.: Jest ona adresowana do czytelników od lat siedmiu wzwyż. Nie zakładamy żadnych górnych ograniczeń.

B.J.: Od początku współpracy z Maxem, zarówno w warstwie tekstowej jak również ilustracyjnej, chodziło nam o to, aby rozmawiać z dziećmi, ale jednocześnie zarzucić sieć na dorosłych. Staramy się robić książkowego Shreka. Ma być dla dzieci, ale też chcemy, żeby dobrze się go czytało ich rodzicom. Forma prowadzonej narracji jest wynikiem szacunku dla dzieci. Uważamy, że najmłodszych trzeba traktować poważnie, jako podmioty rozmowy – nie zatem w naszym mniemaniu ma trudnych tematów i spraw. Trzeba tylko dostosować do nich używany język. Na przykład na wiosnę będziemy publikować książkę o dziecięcych chorobach nowotworowych.

M.B.: Czytając książkę o wirusach, pomimo tego, że jest adresowana do dzieci, sam zdobyłem wiele nowych informacji. Czy tworząc tę publikację myśleliście o tym, że w gruncie rzeczy niespecjaliści wiedzą na temat bakterii i wirusów bardzo niewiele?

M.S. Niespecjaliści są trochę jak dzieci we mgle. Wokół tematu wirusów tworzone są legendy, plotki, teorie spiskowe, fake newsy, manipulacje. Staraliśmy się oddzielić te przeinaczenia treści od esencji zagadnienia i opierać się na wiarygodnych źródłach. B.J.: Nie jest to książka profilaktyczna i nie sponsoruje nas Ministerstwo Zdrowia, ani Ministerstwo Edukacji. Łączy nas jednak głęboka wiara w to, że warto wiedzieć. Zwyczajnie.

M.B.: Czy przygotowanie treści książki wymagało wiele studiów przygotowawczych?

B.J.: Nie! Książka jest zerżnięta z internetu (śmiech) Na poważnie, ta książka została napisana głównie w oparciu o materiały pochodzące z sieci. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że nie ma jeszcze żadnego wartego uwagi opracowania na ten temat w formie drukowanej. Pisząc tekst posiłkowałem się wprawdzie książkami z zakresu wirusologii, ale muszę przyznać, że to jest chyba moja pierwsza publikacja, w której dominującym źródłem był właśnie internet. Z tego powodu też bardzo chciałem, aby zobaczyli ją fachowcy. Nad powstającą treścią czuwał lekarz, a potem, gdy już była gotowa poprosiłem  specjalistyki z Instytutu Biotechnologii PAN z Poznania o konsultacje.

Związana jest z tym zresztą pewna anegdota. Panie robiły recenzję książki w edytorze word w przerwach pracy nad testem na koronawirusa. Nasza komunikacja była zatem dosłownie przerywana w chwilach dostaw sprzętu lub materiału do badań. Moje rozmówczynie informowały: „Panie Bogusiu, pół godziny przerwy, bo przyjechały próbki”. Potem oddzwaniały. Można więc powiedzieć, że mieliśmy informacje z pierwszej ręki. Mieliśmy kontakt z najlepszym źródłem…

M.B.: Koronawirusa..?

B.J.: Tak. (śmiech) Można tak powiedzieć, choć pokazuje to również, że my nie odkrywamy nowych światów. Nie to jest naszą intencją. Zawsze powtarzam, że moim rzemiosłem jest odkrywanie i udostępnianie tematów i wątków dla wyobraźni dziecka.

M.S.: Temu służą także ilustracje. Strona wizualna książki jest w jakimś stopniu moją dyskusją z Bogusiem, z tym co on widzi pisząc. Wiadomo, że jeden ma licentia poetica, a drugi artistica.

M.B.: Czy ilustracje opierają się na klinicznych zdjęciach wirusa?

M.S.: Mam cały zasobnik form i kształtów wirusów. Wybieram z nich te, które najlepiej służą komunikacji zamierzonych treści i mojemu pomysłowi na to. W mediach funkcjonuje wiele covidowych ilustracji. Jest wiele wizualnych skrótów. Ale tak naprawdę nie wiemy do końca jak te wirusy wyglądają, jaki jest ich kolor. Bazujemy na pewnej konwencji, nawet w przypadku ilustracji naukowych. Poprzez doświadczenia z poprzednich książek wytworzyliśmy sobie pewien styl, który daje mi swobodę jako ilustratorowi. Pozwala mi to przenieść to, co Boguś napisał w warstwę ilustracyjną. Zresztą trudno przełożyć na słowa doświadczenie rysownika. Nie lubię do końca werbalizować ilustracji. Moją domeną jest ich tworzenie, a nie mówienie o nich.

M.B.: Jakie praktyczne wiadomości czytelnik może znaleźć w książce?

B.J.: Przede wszystkim czytelnik może się dowiedzieć, jak to coś zwane wirusem funkcjonuje i działa, czym jest wirus. Może dowiedzieć, się, że wirus jest de facto garścią informacji, która w kontakcie z komórkami może przekształcić się w coś niebezpiecznego, czasem zabójczego; może dowiedzieć się jak dochodzi do zakażenia. Cały numer z nowym wirusem polega na tym, że nasz organizm nie potrafi go jeszcze rozpoznać. Ale jest nadzieja, że wykształci tę odpowiedź – to znaczy odpowiednie przeciwciała.

Książka dostarcza również informacji odnośnie szczepionek. Wyjaśnia czym taka szczepionka jest. Jak ważnym jest wynalezkiem i jak wiele osób uratowała.

To czego się dowiedziałem – a jest to paradoks – to przede wszystkim fakt, że wszystkie nieprzyjemne stany związane z chorobą wirusową są tylko pośrednio związane z działaniem samego wirusa. W rzeczywistości to nasz organizm odpowiadając na jego obecność trochę atakuje sam siebie. Cząstki zwane NK – natural killers – mają za zadanie neutralizować obce ciała, ale w praktyce neutralizują również zakażone komórki człowieka. Działają autodestrukcyjnie. Książka jest ciekawa także dlatego, że można się z niej dowiedzieć skąd biorą się poszczególne objawy. Dla przykładu podwyższona temperatura to aktywizacja organizmu, kaszel to mechaniczna próba wyrzucenia wirusów z organizmu, podobnie zresztą jak katar.

  1. Książka jest pełna słownego i obrazowego humoru. Czy zaczynając pracę nad nią zastanawialiście się nad jej końcową wymową? Sytuacja na świecie wydaje się poważna, a wy żartujecie…

M.S. Książka przyjmuje koncepcję humorystyczną bowiem na przestrzegać, a nie straszyć. Ma pokazywać to z czym się ludzkość zmaga co jakiś czas, a nie pouczać i sprowadzać odbiorcę do parteru. Przecież istnieje coś takiego jak czarny humor, który ratuje nasz gatunek w sytuacjach podbramkowych. Następna książka, nad którą pracujemy jest o chorobie nowotworowej. Niegrzeczny humor pomaga zmniejszyć dystans, uczynić trudne tematy przystępnymi.

Znaleźliśmy się oczywiście obecnie w niecodziennej sytuacji, skazani na przebywanie w zamkniętych przestrzeniach, gdzie nasze rytuały są ograniczone do minimum. Często nie spotykamy się z najbliższymi, co jest trudne. Ale pozwala nam to się wyciszyć i skupić na rzeczach ważnych. Pozwala na skupienie się na tej książce. Ważne, aby wykorzystać ten właściwy czas na przyswojenie treści tej książki, a humor jest dla tego użytecznym narzędziem.

B.J.: Tak, żartujemy i wcale się tego nie wstydzimy. Życie w swojej istocie jest bowiem zabawne. Fenomen naszego gatunku to potwierdza. Człowiek jest w pewnym sensie żartem. Jego zachowania często są groteskowe, pełne śmiesznych sytuacji. Wobec tego i my nie traktujmy rzeczywistości zbyt serio. Humor jest zatem rodzajem oporu. Z drugiej strony wprowadzenie śmiechu to wyjście naprzeciw potrzebom naszych małych czytelników. Dzieci to grupa, która w przeciwieństwie do dorosłych nie wykształciła jeszcze powagi, lub może lepiej należałoby powiedzieć, że to grupa, która nie utraciła jeszcze lekkiego podejścia i skłonności do zabawy. Dzieci są bezlitosne i beztroskie. To jest ich sposób na lęk. Nie obawiajmy się. One i tak będą się bawić w wirusa, gdy wrócą do szkoły.

  1. Czy macie jakieś wskazówki dla czytelników odnośnie tego jak korzystać z waszej książki?

M.S. Myślę, że książka ma pewną chronologię wpisaną w swoją narrację. To pytanie jednak bardziej do Bogusia. Od siebie mogę tyle powiedzieć, że wirus ten wydaje się przedsmakiem tego co może nam zagrażać w przyszłości. Nasza klimatyczna ignorancja sprawiła, że mogą się budzić różne rzeczy, np. ukryte w wiecznej zmarzlinie, która okazała się nie tak wieczna i roztapia się ujawniając swoje wnętrze. Nie chcę oczywiście być złą wyrocznią, ale książka ta może być ważna również w przyszłości, gdyby takie sytuacje mogą nawracać – o czym mówi się zresztą w wielu prognozach. Z naszego punktu widzenia jest to książka dedykowana skupieniu się odbiorców na rzeczach ważniejszych niż wybory prezydenta czy polityka. Sama w sobie nie komentuje polityki, ale sytuuje się w szerszym kontekście rzeczy ważnych i ważniejszych po stronie tych drugich. Podnoszone w niej treści są problemami świata, które należy rozwiązać w pierwszej kolejności.

B.J: Treść rozwija się linearnie, choć to jak ktoś będzie z niej korzystał ma drugorzędne znaczenie. Jest w tym pełna dowolność. Mamy zresztą bardzo dobre doświadczenia w postaci relacji naszych czytelników i wielokrotnie słyszeliśmy prze-przyjemne feedbacki, że czyjś syn zamknął się z naszą książką w pokoju i nie wyszedł, dopóki jej nie skończył. Również i w przypadku tej publikacji marzy mi się, że czytelnik skonsumuje ją za jednym zamachem i nie będzie mógł się od niej oderwać, dopóki nie skończy. To jest opowieść, która ma pewien ukryty, dorosły przekaz. Poznawaj, zrozum, dowiedz się jak coś działa, w domyśle zaś: nie trzymaj się bezmyślnie nakazu dwóch metrów odstępu i ciągłego mycia rąk, ale zrozum, dlaczego to robisz.


Avatar photo
Mateusz M. Bieczyński

Prawnik, historyk sztuki, kurator wystaw, krytyk artystyczny, autor publikacji, biegły sądowy z zakresu prawa autorskiego i sztuk wizualnych. Autor opracowań monograficznych na temat prawnych uwarunkowań życia artystycznego. Kurator wystaw oraz redaktor katalogów artystycznych w Polsce i za granicą. Publikował na łamach wielu czasopism artystycznych, m.in. Arteon, Art & Business, Format, Kwartalnik Fotografia, Obieg.pl. Łącznie opublikował ponad 100 artykułów i wywiadów.