Recenzja oprowadzenia (nie)kuratorskiego po wystawie Gdzie są konfitury?
Od połowy marca 2020 r. świat pogrążony jest w cieniu epidemii, której skutkiem było odgórne nałożenie specjalnych obostrzeń sugerujących społeczną separację. Pomimo wielu pochmurnych wizji związanych z następstwami tej nadzwyczajnej sytuacji izolacja społeczna nie wywołała nastrojów masowej stagnacji. Przeciwnie, wiele codziennych działań analogowych zostało płynnie przeniesionych na stale aktywną sferę cyfrową. Z tej przyczyny dzisiaj w większości pracujemy zdalnie i wszyscy uczymy się poprzez serwisy wideokonferencyjne. Staramy się o pracę, uczestnicząc w rozmowach rekrutacyjnych on-line, a ze swoim lekarzem możemy się konsultować za pośrednictwem rozmów telefonicznych. Co ciekawe, nie inaczej diagnozowana jest kondycja obszarów związanych z kulturą i sztuką. W ramach akcji #Zostań w domu – kultura przyjdzie do Ciebie! znaczna część polskich i zagranicznych instytucji kultury stale opracowuje nowe formuły inicjujące internetowe spotkania ze sztuką. Dla szerokiej publiczności udostępnione zostały narzędzia, dzięki którym w przystępny sposób można dotrzeć do zasobów instytucji, wybranych katalogów wystaw oraz udokumentowanych oprowadzań kuratorskich.
Nasuwa się jednak pytanie: czy posiedliśmy narzędzia, by w pełni móc skorzystać z tak bogatej oferty? Nadal są to tylko internetowe ekspozycje, które przecież nie umożliwiają autentycznego przybliżenia się do obiektu i wejrzenia w głąb jego materii. Może w tym trudnym procesie przesuwania granic recepcji sztuki pomocny okaże się kurator wystawy i sposób, w jaki zaprezentuje on owe obiekty artystyczne? Nie od dziś bowiem wiadomo, że rzetelne przedstawienie danego konceptu wystawowego ma moc przybliżania, a nawet oswajania sztuki. Sprawa jednak staje się bardziej skomplikowana, gdy kurator nie może opowiedzieć o skonstruowanej przez siebie wystawie. Niezależnie od dynamicznego rozwoju internetowych kanałów komunikacyjnych instytucje kultury nadal pozostają fizycznie zamknięte. Niemożliwe może się więc okazać powtórne zaproszenie do galerii zarówno publiczności, jak i opiekunów merytorycznych ekspozycji.
O skali konsekwencji wynikających z nieobecności kuratorów przekonałam się podczas oglądania transmisji z internetowego oprowadzenia po wystawie Gdzie są konfitury? zorganizowanej w zielonogórskiej galerii BWA.Wernisaż tej ekspozycji odbył się szóstego marca, jednakże przez piętrzące się zakazy wynikające z działań prewencyjnych przeciwko wirusowi dwunastego marca instytucje kultury (muzea, galerie i teatry) zostały zamknięte do odwołania, co uniemożliwiło odwiedziny w galerii i prezentację przygotowaną przez kuratorów wystawy: Andrzeja Tobisa i Dominiki Kowyni. W zastępstwie o wystawie opowiadał dyrektor galerii BWA – Wojciech Kozłowski.
Gdzie są konfitury i czym one są? To pojawiające się w krótkim towarzyszącym wystawie tekście pytanie stawiają przed nami kuratorzy. Od ponad dziesięciu lat prowadzą oni wspólnie Pracownię Malarstwa V w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Jak sami wskazują, nadrzędnym bodźcem do skonstruowania zielonogórskiej wystawy była krytyczna uwaga pochodząca z wypowiedzi jednego z profesorów katowickiej akademii. Z pewną uszczypliwością skonstatował on, że w pracowni Tobisa i Kowyni jedyne, czego można się nauczyć, to to, gdzie znajdują się konfitury. Na fundamencie tej opinii artyści nie tylko skonstruowali wystawę, ale też stworzyli pogląd, zgodnie z którym każdy artysta w swojej twórczości owych konfitur stale poszukuje, podejmując zindywidualizowane strategie ich rozpoznania i zlokalizowania. Tymi zmaterializowanymi na wystawie strategiami są poszczególne obrazy, obiekty artystyczne oraz filmy stworzone przez studentów i absolwentów katowickiej Akademii Sztuk Pięknych.
Już na samym początku transmisji moją uwagę przykuły dwie prace, pojawiające się na wystawie jako pierwsze. Mowa tu o twórczości Karoliny Konopki, która na poczet wystawy przyrządziła Patriotyczny wyrób cukierniczy oraz film pt. Ostatnie kuszenie węża. Niestety jednak, o ile na udostępnionym przez galerię oprowadzeniu mogłam się przyjrzeć zaprezentowanemu obiektowi cukierniczemu, o tyle z ośmiominutowego filmu przedstawiony został dwudziestosekundowy urywek pozbawiony jakiegokolwiek komentarza. Prowadzący, tłumacząc pośpiech nagrywania owego oprowadzenia, zaręcza jednak, że ten niewielki fragment zasadniczo odzwierciedla całość filmu. Jako odbiorcy jesteśmy więc zmuszeni zaufać dyrektorowi BWA na słowo. Szkoda jednak, że galeria zrezygnowała w tym miejscu z pewnej adnotacji czy też przypisu odsyłającego publiczność do całości filmu zmontowanego przez Konopkę. Wydawać by się mogło, że dzięki drobnemu rozwinięciu kuratorskiemu zaprezentowany na wystawie film stałby się bardziej czytelny i tym samym bliższy odbiorcy.
Merytoryczna oszczędność prowadzącego dostrzegalna jest również podczas dalszego prezentowania obiektów. Tyczy się to zarówno samej sztuki, jak i twórców, którzy dane dzieła wykonali. A mowa tu szczególnie o kolejnym projekcie, którym jest Święty Graal Malarstwa. Podejrzewam, że wybór kuratorów, aby właśnie ten obiekt został wyeksponowany na wysokim, dekoracyjnym cokole, był celowy. Sama nazwa tego dzieła sygnalizuje przecież, że spotykamy się tutaj z przekazem bezpośrednio cytującym pojęcie i formę świętego artefaktu często pojawiającego się w legendach arturiańskich. Z przedmiotem mitycznym i pożądanym przez archeologów, badaczy, duchownych i nawet, jak się okazuje, przez artystów malarzy. W konsekwencji cytatu oraz wskutek ulokowania dzieła na podwyższeniu obiekt domaga się uwagi i dopowiedzenia. Jednak o idei twórców, historii powstania czy nawet o autorstwie tego dzieła nie sposób usłyszeć. Prowadzący wskazuje jedynie, że Święty Graal Malarstwa powstał dzięki wspólnym działaniom artystów. Niestety nie podano, o jakie działania i których artystów chodzi. Upraszczający sposób omówienia dzieła oddala od niego, natomiast pominięcie autorstwa danego obiektu jest działaniem spłycającym i lekceważącym wobec artystów.
Zwykle korzystam z oprowadzań kuratorskich w celu poszerzania wiedzy na temat prezentowanych dzieł, kontekstu ich powstania oraz specyfiki pracy artysty/-tki oraz kuratora/-rki. Miłe dla ucha często bywały rozmaite ciekawostki i anegdoty budujące atmosferę wokół samej ekspozycji. Z trudem i pewną przykrością muszę jednak przyznać, że transmisja z oprowadzenia po wystawie Gdzie są konfitury? nie spełniła moich oczekiwań. Nie dowiedziałam się niczego więcej od tego, co zobaczyłam, a zastosowana forma i powtarzalny rytm prezentacji zniechęcały mnie do obejrzenia tej transmisji do końca.
Przedmiotem analizy jest oprowadzenie (nie)kuratorskie. Przede wszystkim z tego powodu, że nie jest prowadzone przez kuratorów wystawy, a przez dyrektora nieczynnej instytucji. Może właśnie dlatego często brakuje w tej prezentacji podstawowych informacji, pogłębionej refleksji nad dziełami, nad całościowym konceptem wystawy. Zastanawia jednak – czy te wymienione braki spowodowane nieobecnością e-kuratorów znacząco oddalają publiczność od e-wystawy?
Za pomocą różnorodnych kanałów sieci internetowej dokumentacje wystaw oraz oprowadzania kuratorskie mogą docierać do szerokiej publiczności. Rzadko jednak można zakładać, że wszyscy odbiorcy wystawy są w równym stopniu przygotowani do zdalnego zwiedzania. Tym bardziej, jeżeli zostali pozbawieni osobistego doświadczenia z obiektami oraz możliwości poproszenia o wyjaśnienie danego obiektu. W tym kontekście oddala od sztuki zarówno nieobecność samego e-kuratora, jak i nieobecność narzędzi i produktów pracy kuratorskiej. Mam na myśli listę komentarzy dopełniających, mapę wystawy czy folder zawierający pełną listę prac oznaczonych stosownymi odsyłaczami do portfolio artystów. Przypuszczam, że gdy tych podstawowych informacji zabraknie, może się okazać, że wystawa nie będzie dla odbiorców czytelna, a prezentowana na niej sztuka okaże się niezrozumiała.