Gośćmi poznańskiego Art Weeka są Julita Mańczak oraz Jurek Sadowski, współzałożyciele magazynu „TUU”, który trwale wpisał się w poznański pejzaż kulturalny. Rozmowę prowadzi Mateusz Bieczyński

Mateusz Bieczyński: Opowiedzcie, jak to wszystko się zaczęło.

Julita Mańczak: Nasza wspólna podróż zaczęła się niemal osiem lat temu od zaproszenia przez pewną osobę, która miała pomysł, by założyć lokalny magazyn. On miał mieć trochę inną formę niż ta dostępna dla czytelników obecnie. Pomysłodawca zaprosił twórców, którzy w ogóle się na tym nie znali, by zaproponowali jakąś formułę lokalnego pisma. Jednak podczas spotkania okazało się, że cały zespół ma jeszcze inny pomysł na to wydawnictwo, więc pomysłodawca postanowił zrealizować swój projekt z kimś innym, a my zostaliśmy. Każdy z nas zawodowo zajmuje się czymś innym, a magazyn traktujemy jako pasję, jako coś, co nas rozwija i sprawia nam ogromną przyjemność. Nie wydajemy go w celach zarobkowych.

MB: A kiedy ukazał się pierwszy numer?

Jurek Sadowski: Premiera była 4 lipca 2016 r. To były narodziny magazynu „TUU”. Co bardzo ważne, my, zakładając ten magazyn, nie znaliśmy się. Spotkaliśmy się pierwszy raz kilka miesięcy wcześniej i okazało się, że podobnie myślimy o życiu i sztuce, i o tym, czym chcielibyśmy się podzielić z ludźmi.

MB: Ile numerów dzieli nas od tamtego momentu?

JM: Dwadzieścia siedem. Uważamy to za spore osiągnięcie.

MB: Na pewno jest to sukces i wspaniała możliwość poznania się, do którego w innej sytuacji być może nigdy by nie doszło.

JM: Myślę, że największą zaletą i tym, co doceniamy wszyscy, jest fakt, że praca nad magazynem pozwoliła nam zapraszać do rozmowy bardzo wiele osób, z którymi nie zetknęlibyśmy się w innych okolicznościach. Dzięki niej możemy zgłębić tematy, które nie są obszarami eksplorowanymi przez nas na co dzień. To są rzeczy, których nie da się w żaden sposób wycenić, nie da się przełożyć na jakiś ekwiwalent finansowy, bo to jest rozwój nas jako ludzi i to nas trzyma cały czas razem, powodując, że dalej robimy to, co robimy.

MB: Czuję tę osobistą relację, która łączy was przez pismo, z pismem i też z tematami, więc kolejne pytanie pewnie będzie trudne: co uważacie za największe osiągnięcie albo które z działań najmocniej zapadło Wam w pamięć?

JS: Niezaprzeczalnie naszym największym osiągnięciem jest to, że już ósmy rok wydajemy magazyn, który jest projektem niekomercyjnym. Takie projekty wytrzymują zazwyczaj maksymalnie półtoraroczną próbę czasu. My już osiem lat robimy coś z pasją, ponieważ każdy numer jest tak samo odkryciem dla nas, jak i dla naszych czytelników. Poznajemy wspaniałych ludzi i sytuacje, w których nie znaleźlibyśmy się, gdyby nie magazyn, nie spotkalibyśmy tych ludzi. Docierają do nas informacje, jak ważne dla wielu osób jest to, co robimy, choć nie uświadamialiśmy sobie tego, nie zakładaliśmy aż takiego oddziaływania, dzielenia się wiedzą. Po prostu robiliśmy z pasją to, co nas interesuje. Chcieliśmy poznawać ludzi, którzy według nas są warci pokazania, często wyciągnięcia z niszy. Jeden numer poświęciliśmy zestawieniu globalizacja czy lokalność. Przekonaliśmy się wtedy, że ważniejsze jest robienie czegoś na lokalnym rynku, dla ludzi będących wokół, gdy ma się na te działania jakiś wpływ.

JM: Poza tym naszym największym osiągnięciem jest fakt, że nadal się lubimy, przyjaźnimy i chcemy współpracować, wydawać magazyn. To jest nasz ogromny zasób, jak i to, że tworzymy swego rodzaju ciekawą, kolorową rodzinę. Muszę też przywołać numer, w którym spotkaliśmy się z glacjologiem Jakubem Małeckim, wykładowcą na UAM w Poznaniu, zajmującym się lodowcami. Przyszliśmy na to spotkanie zupełnie zrelaksowani, przekonani, że będzie to po prostu opowieść o przyrodzie, a Kuba nas absolutnie zafascynował tym tematem. Byliśmy tak pochłonięci jego opowieścią, że kiedy rzucił: „To jedźcie ze mną na Spitsbergen do stacji polarnej”, to my odpowiedzieliśmy: „No jasne, kiedy?”. I pojechaliśmy, choć Kuba początkowo nam nie wierzył, bo wszyscy tak mówią, ale my naprawdę to zrobiliśmy. Dla mnie miało to też ważny wymiar osobisty, ponieważ po opublikowaniu relacji z tego wyjazdu dostaliśmy z Kubą propozycję napisania książki. Ta książka została wydana przez Wydawnictwo Znak, są w niej również zdjęcia, które Jurek zrobił podczas tej wyprawy. Przy okazji zrealizował też swój projekt fotograficzny. Więc dzięki temu jednemu spotkaniu przy kawie i rozmowie o tym, czym Kuba się zajmuje, nasze życia poszły w zupełnie innych kierunkach.

JS: Właściwie przy każdym numerze poznajemy kogoś, kto rzuca nowe światło na nasze myślenie, na to, co robimy, i potwierdza to, że warto to robić. Przy każdym numerze poznajemy fantastycznych ludzi. To jest niebywałe. Podczas jednej z rozmów pewien matematyk też podkreślił, że nie ma przypadku. Jest wzór na przypadek – za przypadek uważamy sytuację, w której mamy jedynie za małą ilość danych.

JM: To prawda. Oprócz tych spotkań niezwykle cenny jest też fakt, że zawsze jest coś do odkrycia. Przykład: jesteśmy w Poznaniu i często mamy taką tendencję do myślenia, że już wszystko tu widzieliśmy, wszędzie byliśmy, to miasto jest jakieś takie małe i nie dale zbyt wielu możliwości. A nasz ostatni projekt, którym była mapa kulturalna miasta Poznania, zbierająca część oddolnych inicjatyw, autorskich projektów związanych z kulturą, pokazał nam, że naprawdę nie mamy pojęcia o tym, jak wiele jest niesamowitych inicjatyw, ciekawych ludzi, którym się chce i którzy robią te rzeczy tylko dlatego, że czują, że coś jest istotne, potrzebne, warte zrobienia. Nie z żadnych merkantylnych pobudek. To nas za każdym razem zadziwia i myślę, że jest również powodem, dla którego czytelnicy do nas wracają.

MB: Wspomniałaś o kulturalnej mapie Poznania. To przedsięwzięcie bardzo bliskie idei poznańskiego Art Weeka, dlatego bardzo mu kibicuję. Tym bardziej chciałem zapytać o ewentualny ciąg dalszy, ale może wróćmy też do genezy tego pomysłu, żeby przyglądać się animatorom kultury, osobom zaangażowanym w prace społeczne, w otwarcie na publiczność. Skąd ten pomysł?

JS: Tak naprawdę inspiracją była rozmowa z Wydziałem Kultury miasta Poznania. Podczas któregoś spotkania zasugerowano nam, że warto byłoby przyjrzeć się tym oddolnym miejscom kultury. My sami zajmujemy się kulturą i sztuką, znamy wielu ludzi, którzy też to robią, ale gdy zaczęliśmy zgłębiać ten temat, okazało się, że powstaje mnóstwo rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Przygotowaliśmy więc spis miejsc i osób, o których chcielibyśmy napisać. Tak naprawdę za każdą inicjatywą stoi konkretny człowiek, więc próbowaliśmy dotrzeć do tych, którzy mogli nam opowiedzieć, skąd dany pomysł się wziął. Wiele osób nie odpowiedziało na nasze pytania czy próby nawiązania kontaktu, wiele rzeczy nam umknęło, więc jest to bardzo subiektywny wybór miejsc, o których teraz napisaliśmy. Już po wydaniu wszyscy jednogłośnie postanowiliśmy, że kontynuujemy mapę kultury. Ona musi trwać, musi się rozwijać. Musimy pokazać te miejsca, które teraz się na niej nie znalazły, ale też miejsca, które powstają, bo jest ich naprawdę bardzo dużo i są niezwykle ciekawe. Mamy już wstępny tytuł: Nowa, lepsza mapa.

JM: Warto też powiedzieć, że to było wydanie, które wywołało największy odzew jeszcze przed opublikowaniem. Po tym, gdy ogłosiliśmy, że będziemy wydawać taką mapę, mnóstwo ludzi pisało, że to jest świetny pomysł, że bardzo na to czekają, że potrzebują takiego przewodnika. To jeszcze bardziej zachęciło nas do działania i ten pozytywny odbiór sprawił, że postanowiliśmy kontynuować ten projekt.

MB: Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, bo ta pierwsza odsłona jest wspaniałą zapowiedzią tego, co w Poznaniu jeszcze można odkryć. Chciałbym też zaprosić naszych słuchaczy i czytelników do tego, żeby odwiedzali Waszą stronę internetową tuumagazyn.pl, bo można tam znaleźć wiele ciekawych treści, które są dostępne na wyciągnięcie ręki. Jak kształtujecie stronę internetową w relacji do pisma i odwrotnie?

JS: Tutaj powstaje problem z przekazem internetowym i naszymi czasami. Dla nas bardzo ważna jest forma drukowana, papier, dotyk, i na to kładziemy największy nacisk. W internecie nie pokazujemy magazynu w całości właśnie ze względu na to, że jest innym medium. Należałoby inaczej podejść do grafiki, do przekazu, trzeba by inaczej stworzyć pomysł zamknięcia idei. Każdy numer na myśl przewodnią, realizowaną na różne sposoby. Skupialiśmy się właśnie na tym, żeby tę formę graficzną zamknąć w przestrzeni druku i magazynu fizycznego. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, czy pokazywać wszystko w internecie, czy nie. Na stronie można zobaczyć tylko wybrane artykuły, ale są też PDF-y z całych magazynów. Tylko że one nie wyglądają, są jedynie dokumentacją tego, co jest na papierze. Żeby poczuć wartość fizyczną tego, co robimy, trzeba mieć magazyn w ręku.

MB: Gdzie można dotrzeć do tych starych wydań? Myślę, że ogromną wartością dodaną pisma „TUU” jest to, że poszczególne numery w zasadzie się nie dezaktualizują, tak jak bywa w przypadku różnych pism kulturalnych, które nawiązują do aktualności, zawierają recenzje z bieżących wydarzeń. Przyjęliście taką formułę uniwersalizacji treści i wyjścia ponad dany moment. Oczywiście często pojawia się ta referencja, ale ona nie jest tak ścisła i przyległa. Również sposób opracowania tematów poprzez pewną refleksyjność i relacyjność nadaje temu zupełnie inny, ponadczasowy wymiar. Jak to jest z tą trwałością i ulotnością w kontekście celów i idei?   

JM: Świetnie nakreśliłeś tę ideę, sami byśmy tego lepiej nie ujęli (śmiech). Już na początku zdecydowaliśmy, że nie będziemy skupiali się na wydarzeniach czy aktualnościach, i to jest na pewno pokłosie tego, jacy jesteśmy i jak niestandardowo pracujemy. Drugim założeniem jest właśnie to, że nie mamy szablonu, z którego korzystalibyśmy przy kolejnych wydaniach. Chcieliśmy dać sobie dużo wolności i możliwości do zmiany przy pracy nad formą, która współgra z treścią. Przy gotowym szablonie osiągnięcie tego byłoby dużo trudniejsze. A skoro robimy to, bo chcemy, to postanowiliśmy w każdym aspekcie dać sobie tę wolność. Podobnie podeszliśmy do tematów – chcemy pisać o ludziach i rzeczach inspirujących zarówno nas, jak i czytelników, ale z naciskiem na kwestie uniwersalne, które nie będą się dezaktualizować. Stąd też chyba bierze się to przywiązanie do tej formy drukowanej. Na co dzień jesteśmy zalewani byciem online i ekranami, a ta forma drukowana jest swego rodzaju wytchnieniem. Dlatego tak się na niej skupiamy i traktujemy ją jako bazową, bo jest właśnie odpoczynkiem i ukojeniem.

MB: Ostatnio szata graficzna magazynu dość istotnie się zmieniła. Na pewno czytelnicy stale śledzący Wasze wybory i poczynania mogli być trochę zaskoczeni. Zdradźcie tajemnicę, jak to się stało.  

JS: Wracając jeszcze do szablonu – gdybyśmy się nim posługiwali, pracowałoby się nam o wiele prościej. Ale my sami nie lubimy, żeby było łatwo (śmiech). Szybko się nudzimy, dlatego za każdym razem chcemy zrobić coś nowego. Format magazynu zmieniał się w międzyczasie, i choć pewnie mało kto to zauważył, to pewne różnice były. Oczywiście wiemy, jak powinno funkcjonować poprawne wydanie magazynu, ale my celowo łamiemy te schematy, żeby było ciekawiej – i dla nas, i dla odbiorców. Teraz doszliśmy do etapu, że znudziła nam się forma, którą wydawaliśmy do tej pory, chcielibyśmy wyjść z czymś nowym. Idealnie wpisał się w to temat mapy kulturalnej Poznania. Na pewno kolejne mapy będą w tym samym formacie jak pierwsza mapa i magazyn z nią, ale kolejne „tematyczne” wydania – jeszcze nie wiemy.

MB: No to będzie zaskoczenie.

JS: Nie zakładamy schematów, bo nie chcemy wejść w schemat. Funkcjonujemy od ośmiu lat właśnie dzięki byciu poza schematem. My bawimy się tą pracą i mamy nadzieję, że dobrze bawią się również czytelnicy.

MB: Wspomnieliście o kooperacji. Dziś jesteście tu we dwoje, ale zespół jest większy. Przywołajmy więc wszystkich nieobecnych.

JS: Zespół to jest podstawa. Nie byłoby magazynu, gdyby nie te wszystkie nasze dobre dusze. Julita Mańczak, która jest redaktorem naczelnym. Justyna Krüger – grafik. Sławka Sadowska, która pisze i robi ilustracje. Pisze również Przemo Jędrowski. Ja, który coś tam robię, i Zosia Flejsierowicz, kobieta od zadań specjalnych. Tak naprawdę dzięki niej wydajemy te numery, bo ona organizuje na to wszystko pieniądze. My robimy to pro bono, ale papier i druk kosztują, i tak naprawdę to dzięki niej możemy publikować magazyn.

MB: Kultura potrzebuje zasobów, co jest widoczne szczególnie teraz, w czasach globalnego finansowego kryzysu.

JS: Kultura musi mieć mecenasów.

MB: Niech to zatem wybrzmi, że kultura jest ważna i kosztuje, również dlatego, by dostarczyć produkt wysokiej jakości, jakim jest magazyn „TUU”.

JS: Co do wysokiej jakości i kwestii finansowej – nasz magazyn jest za darmo. Wielokrotnie spotykaliśmy się z opinią, że jeśli coś jest za darmo, to na pewno jest słabej jakości.

JM: Albo że nie będzie docenione przez odbiorców.

JS: Na samym początku założyliśmy, że chcemy, by nasz magazyn był za darmo, ale żeby był na najwyższym poziomie, na jakim jesteśmy w stanie go zrobić.

JM: Bo to też jest wyjście poza schemat i zaproponowanie czegoś zaskakującego. To nam się udaje. Czytelnicy często pytają o prenumeratę lub możliwość kupienia archiwalnych numerów, chcą płacić za magazyn, ale my trzymamy się pierwotnych założeń. Przecież najcenniejsze rzeczy w życiu są właśnie za darmo.

MB: I właśnie dlatego trzeba je szczególnie cenić. A co możemy zapowiedzieć i gdzie możemy zaprosić czytelników i osoby zainteresowane innymi działaniami, które podejmujecie?

JS: Na naszej stronie jest lista miejsc, gdzie można znaleźć magazyn, jak choćby cudowna księgarnia Skład Kulturalny. To również galerie, o których pisaliśmy w mapie Poznania, oraz CK Zamek.

JM: Warto też obserwować nasze media społecznościowe, w których informujemy na bieżąco, gdzie te magazyny się pojawiają, bo to jest chyba najlepsze słowo, ponieważ bardzo szybko znikają. Można pisać również do nas, mamy także czytelników, którzy proszą o wysyłkę, więc w miarę możliwości spełniamy te prośby.

JS: Choć niestety muszą ponieść koszty wysyłki.

JM: A odpowiadając na drugą część pytania – zajmujemy się nie tylko magazynem, coraz częściej podejmujemy różne działania w przestrzeni publicznej i jednym z nich jest projekt TUU Ukraina, który postanowiliśmy zrealizować po wybuchu wojny. To jest projekt zarówno wydawniczy, jak i artystyczny, do którego zaprosiliśmy dwoje tancerzy, performerów – Alexa i Alisę, Rosjanina i Ukrainkę, prywatnie przyjaciół. Pomysł tego wydarzenia właściwie wziął się naszego wspólnego spotkania i ich bardzo trudnej rozmowy, której towarzyszyliśmy. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, ale zapraszamy na stronę www.tuukraina.pl, gdzie można zobaczyć efekty pracy nad tym tematem. W formie wydawniczej zaprosiliśmy Ukraińców, którzy są i w Polsce, i w Ukrainie, do opowiedzenia swoich historii o kraju, który jest niszczony, o tym, co dla nich najcenniejsze i co znaczy dla nich Ukraina. Oprócz tego miały miejsce performansy w Galerii Baszta w Zbąszyniu, w CK Zamek oraz w Łazędze Poznańskiej.

JS: W Zamku był dwa razy, i jeszcze w Domu Tramwajarza. Teraz szykuje się kolejny, a jeśli wyjdzie, to będzie z prawdziwym przytupem.

MB: A kiedy możemy spodziewać się kolejnego numeru magazynu? Kiedy zamiast Pokemonów można będzie szukać czasopisma, bo na pewno gratyfikacja z tych poszukiwań jest o wiele, wiele większa.

JS: Pracujemy teraz równocześnie nad dwoma numerami. Jeden to na pewno będzie mapa Poznania, a hasłem roboczym drugiego jest widmo. Mogę jeszcze tylko zdradzić, że zaczęło się od Zamku. I nic więcej już nie powiem.

JM: A kiedy? To najgorsze pytanie, jakie można nam zadać, ale odpowiemy: jak najszybciej.

JS: Przez to, że tak naprawdę nikt nad nami nie stoi, my sami decydujemy i robimy wtedy, kiedy możemy. Zawsze mamy dobre chęci, żeby nowy numer wyszedł jak najszybciej, więc jest szansa, by oba numery ukazały się do września.

MB: Wydajecie wspaniałe pismo, które jest spełnieniem marzeń każdego zespołu redakcyjnego – nie przedawnia się, jest dostępne za darmo, trudno je znaleźć, ale warto szukać.

JS: Piękne podsumowanie.


Festiwal Poznań Art Week 2023 „Lokalnie” został sfinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Narodowego Centrum Kultury „Interwencje 2023” oraz ze środków Urzędu Miasta Poznania.

edycja 2023podcast

Avatar photo
Mateusz M. Bieczyński

Prawnik, historyk sztuki, kurator wystaw, krytyk artystyczny, autor publikacji, biegły sądowy z zakresu prawa autorskiego i sztuk wizualnych. Autor opracowań monograficznych na temat prawnych uwarunkowań życia artystycznego. Kurator wystaw oraz redaktor katalogów artystycznych w Polsce i za granicą. Publikował na łamach wielu czasopism artystycznych, m.in. Arteon, Art & Business, Format, Kwartalnik Fotografia, Obieg.pl. Łącznie opublikował ponad 100 artykułów i wywiadów.